Czyli biblijny, pasyjny film Andrzeja Wajdy.
Wajda nakręcił go w 1971 roku dla niemieckiej telewizji ZDF. Prócz tytułowego Piłata pojawiają się w nim także m.in. Chrystus, św. Mateusz, Judasz, czy Kajfasz. Ale, co ciekawe, główną inspiracją był tu nie tekst którejś z Ewangelii, a biblijne wątki z powieści „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa. Książka ta zachwyciła reżysera. Na jej podstawie sam napisał scenariusz filmu. Także scenografia i kostiumy są tu jego autorstwa.
Chrystus (grany przez Wojciecha Pszoniaka) jest tu raczej filozofem. W pewnym momencie Piłat (Jan Kreczmar) nazywa go nawet w ten sposób. Rzymski prokurator ma także sen, w którym spotyka odzianego w togę Jezusa i razem z nim, perypatetyckim sposobem, dyskutuje podczas przechadzki, niczym antyczny mędrzec.
Antyk, starożytność, epoka biblijna… - oczywiście coś z tego (kostiumy, zdarzenia, postacie) oglądamy na ekranie. Ale jest też i współczesność. Ukrzyżowania dokonuje się nieopodal autostrady, po której pędzą samochody, Judasz (Jerzy Zelnik) zdradza Chrystusa podczas rozmowy telefonicznej (srebrniki wypadają z automatu, gdy odkłada słuchawkę), a Poncjusz Piłat przesłuchuje Jezusa na dziedzińcu dawnej, nazistowskiej hali kongresowej w Norymberdze.
Tego typu zabiegi przywodzą na myśl dokonania twórców teatru ulicznego. Widać także fascynację francuską Nową Falą, czy kulturą hipisowską (zamiast chusty św. Weroniki widzimy na ekranie… koszulkę św. Mateusza. Grający go Daniel Olbrychski ma na sobie t-shirt z podobizną Jezusa).
Od strony formalnej, gatunkowej jest to więc film dziwaczny, osobliwy, eksperymentalny. A jednak ogląda się go z zapartym tchem. Myślę że spora w tym zasługa autora zdjęć, czechosłowackiego operatora Igora Luthera. Dzięki niemu kamera jest dosłownie wszędzie.
Jeśli bohaterowie gdzieś idą, kamera jest w ruchu wraz z nimi. Jeśli na chwilę przystają, ona nerwowo krąży wokół nich. Wychyla się zza pleców (kapitalna sekwencja na Golgocie!), „zagląda” to tu, to tam. I ta ciekawskość operatora udziela się też widzom.
- Co będzie dalej? Gdzie św. Mateusz zaniesie ciało Ukrzyżowanego? Dlaczego ten Judasz tak przeciska się przez karnawałowy tłum we współczesnym, niemieckim mieście? – zadajemy sobie pytania tego typu nieustannie, a każdy kolejny lutherowy kadr, sprawia, że pojawiają się kolejne.
Dzięki temu jest to „film żywy”. Tak jak i żywa powinna być wiara każdego z nas. Wajdzie udało się to na ekranie ukazać i jest to nie lada wyczyn.
*
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego
Piotr Drzyzga