W 1958 r. Anna Achmatowa zanotowała: „Wszystkich niepogrzebanych składałam do grobu. Ja wszystkich opłakałam – a kto mnie opłacze?”. Do dziś Rosja płacze po stracie swojej wielkiej poetki, choć od jej śmierci minęło 50 lat.
Choć ma czarne włosy/ i niejedną myśl,/ z twarzą białą jak Petersburg zimą/ wypowiada słowa bielsze niż śnieg – wiersz „Achmatowa na zdjęciu” napisałam, oglądając jej fotografie w mieszkaniu na Fontance. Podczas pierwszej w życiu przechadzki po Petersburgu nie przez przypadek trafiłam do jej mieszkania, dziś muzeum. Tylko poznając ją, mogłam poznać Rosję. Nie tę mocarstwową, ale umęczoną, której była kwintesencją. 4 marca 1956 r. tak zareagowała na przemówienie Chruszczowa: „To, cośmy przeżyli, tak, my, bo katownia groziła każdemu! – nie opisała żadna literatura. Dramaty Szekspira to dziecięce igraszki, głupstwo w porównaniu z życiem każdego z nas. (…) Teraz więźniowie powrócą i dwie Rosje spojrzą sobie w oczy – ta, która skazywała, i ta, którą skazano”. Achmatowa była Rosją, którą skazano. Po rewolucji 1917 r. nie opuściła ojczyzny. „Nie! pod cudze skrzydła i niebiosy/ W złej godzinie ja się nie schroniłam,/ Lecz narodu mego dzieląc losy,/ Tam gdzie on na swe nieszczęście byłam” – napisała w 1961 r., świadoma kosztów, jakie poniosła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych