Nie twierdzę, że z powodu konfliktu z europejskimi instytucjami Polsce grozi powódź i pomór bydła, ale dobre wyjście z tej sytuacji naprawdę trudno wskazać.
A więc wojna – można by powiedzieć po tym, jak Komisja Wenecka ogłosiła, że nie przełoży debaty o Polsce na czerwiec. Oczywiście, nie musiała tego robić, ale gdyby zależało jej na załagodzeniu sytuacji, mogłaby choćby wykonać jakiś dyplomatyczny gest. Stało się jednak inaczej. Komisja napisała projekt krytycznego wobec polskiego rządu raportu. Potem dokument wyciekł do gazety, która za rządem nie przepada. Rada Europy (to jej organem doradczym jest KW) wzruszyła ramionami, a nawet zasugerowała, że to polski MSZ dał projekt raportu mediom. Na koniec postulat polskiej strony, by wstrzymać prace komisji do czasu znalezienia źródła przecieku, wylądował w koszu. Gdy w zeszłym miesiącu szef komisji Gianni Buquicchio gościł w Polsce, mogło się wydawać, że zamiast zapowiadanej śmierci z Wenecji dostaniemy film o facecie w łódce. Teraz okazuje się, że facet w łódce jednak może być agresywny.
Sam raport komisji raczej nie zrobi Polsce wielkiej krzywdy. Napisze o nim pewnie kilka zagranicznych gazet (może więcej niż kilka), autorytety się oburzą, opozycja zagrzmi. I tyle. Nic dobrego, ale to mamy i bez raportu. Ważniejsze jest to, co zrobi Komisja Europejska. Jej wiceszef Frans Timmermans otwarcie krytykował polski rząd za działania w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Podobno miał też osobiście prosić Radę Europy, by zainteresowała się polską małą ustawą medialną. Na początku roku Komisja Europejska zaczęła procedurę „ochrony państwa prawa” w Polsce i negatywne raporty Komisji Weneckiej na pewno by się jej przydały. W przeciwieństwie do tej weneckiej, komisja z Brukseli w skrajnym wypadku może nawet nałożyć na nasz kraj sankcje, np. ograniczyć prawo głosu w UE. Wprawdzie jest to raczej teoretyczne zagrożenie, bo wymagałoby zgody wszystkich krajów Unii, w tym Węgier czy Wielkiej Brytanii, ale nawet dyskusje na ten temat Polsce nie będą służyć.
Nie twierdzę, że z powodu konfliktu z europejskimi instytucjami Polsce grozi powódź i pomór bydła, ale dobre wyjście z tej sytuacji naprawdę trudno wskazać. Na pewno służy nam spokój, ale – paradoksalnie – wykonywanie zaleceń zagranicznych urzędników też nie jest dobrym pomysłem, bo pokaże im, że na Warszawę łatwo wpłynąć.
Jakub Jałowiczor