Uwiódł ich i choć początkowo bardzo Mu się opierali i robili wszystko, by „zmienił temat”, w końcu pozwolili się uwieść. Udowadniali Mu, że się nie nadają, ale On miał inne zdanie.
Jakub Szymczuk /foto gość S. Rachel Znamirowska Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie, Warszawa
Dlaczego jestem we Wspólnotach Jerozolimskich? Wszystko przez… „Gościa Niedzielnego”. Ale po kolei. Jeszcze podczas studiów, a studiowałam fizykę teoretyczną, chciałam założyć szczęśliwą rodzinę: wyjść za mąż i mieć dużo dzieci. Oraz psa. Jednak jakoś ten plan się nie realizował, a ja zastanawiałam się dlaczego. Pewnego dnia byłam na Mszy św. i usłyszałam czytanie z Księgi proroka Ozeasza, a konkretnie następujący fragment: „Dlatego chcę ją przynęcić i na pustynię ją wyprowadzić”. Słysząc te słowa, oniemiałam. Pierwszy raz w życiu poczułam, miałam absolutną pewność, że usłyszane słowa skierowane są do mnie osobiście. Zastanawiałam się nawet, czy przypadkiem to nie jakiś żart, czy naprawdę taki fragment – mój i skierowany do mnie – jest w Piśmie Świętym. Oczywiście jest!
Jednak nawet po przeczytaniu go wielokrotnie w domu nie wiedziałam, co oznacza. Próbowałam odkryć, o co chodzi w tych słowach. Szukałam. O życiu zakonnym co prawda myślałam, ale bez motywacji. Doszłam do wniosku, że jeśli nawet mam powołanie zakonne, to nie ma dla mnie odpowiedniego zgromadzenia. Po prostu żadne, które znałam, nie było mi przeznaczone. Aż w 2007 r. przeczytałam artykuł Marcina Jakimowicza pt. „Mnich w pustyni Warszawa”. W zasadzie już sam tytuł był jak grom z jasnego nieba: i mnich (myślałam o takim życiu), i miasto (nie wyobrażałam sobie życia poza nim). Okazało się, że jednak można połączyć życie monastyczne ze zgiełkiem wielkiego miasta. Rzuciłam się na artykuł, by czytać go powoli, wielokrotnie wracając do każdego niemal zdania, dwa dni. Po przeczytaniu tekstu byłam gotowa rzucić wszystko i iść do Wspólnot Jerozolimskich. Bo właśnie o tym zgromadzeniu pisał Marcin.
Wysłałam list do Andrzeja Macury z portalu Wiara.pl (współpracowałam z portalem), poprosiłam o kontakt do Marcina. A potem do Wspólnot. Napisałam prośbę o przyjęcie, choć bałam się, że po tym artykule chętnych będzie co niemiara. I mogą być problemy z miejscem... Bałam się też, że nie zostanę przyjęta, bo nie znam francuskiego. Jednak to nie było problemem. Siostra Joanna poleciła zacząć się uczyć, „bo się przyda”. I rzeczywiście zaczęłam się uczyć francuskiego, bo przecież moja wspólnota wywodzi się z Francji. Nieco ponad rok później mieszkałam już w Paryżu.
Przeczytanie artykułu, napisanie listu do Wspólnot z prośbą o przyjęcie – czułam, że to był ostatni puzzel w układance życia. Wszystko się wyjaśniło! Wszystko, co wcześniej było niepewne i jakby za mgłą, nabrało konkretnego sensu. Szczególnie tamten fragment z proroka Ozeasza, o pustyni. Pan Bóg zrealizował swój plan! Wstąpiłam do Wspólnot Jerozolimskich, zgromadzenia, które w Polsce jest od niedawna i którego nie znałam. A to moje zgromadzenie! To, którego (nie do końca o tym wiedząc) całe życie szukałam. Przez 6 lat mieszkałam w Paryżu i tam złożyłam śluby wieczyste. Od września 2014 r. mieszkam i pracuję w Warszawie, gdzie prowadzę sklep monastyczny. I wszystkich serdecznie zapraszam. Zapraszam też na nasze liturgie i modlitwy. not. Agata Puścikowska