Jezus wyciągnął mnie z bagna

Jestem trzeźwiejącym narkomanem, który był siedem lat w nałogu. Mam 24 lata, pierwszy raz zapaliłem marihuanę w wieku 15 lat, a w twarde narkotyki wszedłem mając 17 lat. Brałem wszystko - marihuanę, amfetaminę, opiaty (morfina, kodeina), leki uspokajające.

Pochodzę z chrześcijańskiej rodziny, choć przez lata byłem ateistą nastawionym na hedonistyczne zachcianki. Pamiętam, jak w dzieciństwie mama uczyła mnie modlitw, pamiętam swoją pierwszą spowiedź i komunię. Byłem wtedy takim niewinnym dzieckiem.

Z biegiem czasu zacząłem odwracać się od Boga, w okresie dojrzewania starałem się być racjonalistą i negowałem wiarę. Moją postawę podkręcała satanistyczna muzyka, subkultura metalowa i obracanie się w środowisku osób negujących obecność Boga. Takie życie prowadziłem przez kilka lat burzliwego okresu dojrzewania. Coraz częściej w tym upatruję przyczynę mojego upadku. Gdy wracam pamięcią do tamtego czasu, nie wiem, co spowodowało, że przestałem wierzyć. Wiem tylko, że byłem pogubionym dzieciakiem. Czy to był zwyczajny bunt? Myślę, że to było coś więcej. Może działanie, szatana, może moja fascynacja muzyką i subkulturą metalową. Żałuję, że tak się to wszystko potoczyło, podświadomie chciałem być normalnym chłopakiem. Z drugiej strony nonkonformistyczne nastawienie i chęć bycia indywidualistą. Taka postawa dobrze się wpisywała w mój światopogląd nt. wiary. Kiedy wspominam tamte czasy, czuję smutek, żal, ból, cierpienie, niepokój, bezradność, samotność. Naiwnie myślałem wtedy, że Bóg nie jest mi potrzebny, że to ja jestem panem mojego życia. Takie nastawienie doprowadziło do mojego zniewolenia.

Często zadawałem sobie pytanie, dlaczego ta choroba (uzależnienie) przytrafiła się akurat mnie? Skoro Bóg jest miłosierny, to dlaczego naraża mnie na takie cierpienie… Dzisiaj wiem, że nic nie działo się bez przyczyny.

Moja droga ku trzeźwości była bardzo wyboista. Leczyłem się w wielu ośrodkach zamkniętych (żadnego nie ukończyłem ), wiele razy byłem na detoksie, czyli odtruciu, szukałem pomocy w farmakologii. Efekty były krótkotrwałe. Kilka tygodni abstynencji i powrót do nałogu. „Narkomania to choroba uczuć” - zgadzam się z tym twierdzeniem. Nie potrafiłem na trzeźwo przeżywać nieprzyjemnych uczuć takich jak: smutek, lęk, czy niepokój. Pragnąłem odciąć się od rzeczywistości i zanurzyć się w świecie fantazji.

Uzależnienie to choroba, którą należy leczyć metodami terapeutycznymi. Żeby terapia była skuteczna, trzeba spełnić kilka warunków. Pierwszym jest silna motywacja wewnętrzna do zmiany swojego życia. Drugim jest wiara w siebie i swoje możliwości. Trzecim, całkowita zmiana priorytetów oraz przebudowanie systemu wartości. Czwartym uczciwość wobec siebie i innych, szczerość, a także pełna autentyczność. Ostatnim warunkiem jest uświadomienie sobie wyrządzonego zła i chęć zadośćuczynienia.

Moje uzależnienie odbiło się na zdrowiu fizycznym i psychicznym, doprowadziło do rozpadu relacji w rodzinie, kryzysu zaufania. Popadłem w konflikt z prawem, cudem unikając więzienia. Narkotyki odebrały mi wolność. Wydawało mi się, że jestem wolny, a byłem zniewolony. Działka narkotyku robiła ze mną, co chciała. Moje życie stało się pasmem porażek. Straciłem szacunek do siebie, znienawidziłem się.

Moja samoocena była bardzo niska. Zachorowałem na schizofrenię nabytą, którą muszę teraz leczyć farmakologicznie. Moje życie towarzyskie ograniczyło się do osób uzależnionych. Aby zdobyć narkotyki, potrafiłem zrobić wiele. Kradłem, dilowałem i oszukiwałem innych. Substancje, które zażywałem, stały się centralnym punktem mojego życia. Osiągnąłem swoje dno. Moim towarzyszem stał się strach. Moją pierwszą myślą, gdy budziłem się rano, było jak zdobyć działkę, aby poczuć się normalnie. Straciłem nadzieję na normalne życie. Nałóg zniszczył moje relacje z bliskimi. Sprawiałem ból rodzinie, przychodząc do domu pod wpływem. Nie liczyłem się z nikim. Straciłem przyjaciół, wszyscy się ode mnie odwrócili. Bardzo żałuję, że wyrządziłem tyle zła. Teraz wszystko naprawiam, szczególnie relacje bo zależy mi na rodzinie. Gdyby nie ich wsparcie wylądowałbym na ulicy w rynsztoku.

Gdy byłem w nałogu, moja relacja z Bogiem była żadna, aż do pewnego momentu. Pewnego dnia nastąpił przełom w moim życiu duchowym. Byłem wtedy po leczeniu. Moja mama namówiła mnie na spotkanie z członkami wspólnoty kościelnej Betania w Gliwicach. Kilka dni później przystąpiłem do gruntownej spowiedzi. Dostałem rozgrzeszenie, pojednałem się z Bogiem. Wróciłem niczym syn marnotrawny. Były to początki mojego nawrócenia. Od tego momentu coś się zmieniło. Zmiana nie była wtedy spektakularna, ale dała podwaliny mojemu nowemu życiu. Dalej zdarzały mi się wpadki (złamanie abstynencji) lecz z każdego upadku Jezus mnie wyciągał. Pół roku temu pojechałem do Bystrej koło Bielska na dwudniowe rekolekcje  pt. „Nowe Życie”. Doświadczyłem tam czegoś wspaniałego – miłości Jezusa do mnie. Wszystkie bariery przed bramą pękły, a ja całkowicie zawierzyłem swoje życie Bogu. Zrozumiałem, że Bóg jest większy od mojego grzechu. Kocha mnie bezgraniczną miłością, a na moje życie ma najlepszy plan. To zawierzenie stało się przełomowym momentem w moim życiu. Od tego czasu zacząłem rozumieć działanie Boga. W ostatnim czasie umacniam moją więź z Jezusem poprzez modlitwę, czytanie Pisma Świętego i chodzenie na msze. Na co dzień działanie Boga w moim życiu przejawia się poprzez moje dobre uczynki, podejmowanie słusznych wyborów, samorealizację. Całkowicie zmieniłem styl życia, zacząłem dbać o swoje zdrowie, higienę osobistą i inne przyziemne rzeczy, ale także przez rozwój duchowy. Pan pomaga mi w pracy nad moimi wadami („ Bóg nie wybiera zdolnych, ale uzdalnia wybranych”). Dzięki niemu odzyskałem nadzieję, poczułem, że nie jestem sam, zaakceptowałem siebie. Wiara jest teraz dla mnie bardzo ważna. Wyznacza mi cele życiowe i daje siłę do działania. Zaufanie Bogu nie jest łatwe, z początku wywołuje uczucie niepewności, a czasem nawet buntu. Ważną rolę odgrywa tu uznanie własnej bezsilności wobec narkotyków. Należy uświadomić sobie, że Bóg chce dla nas dobrze, co nie zawsze pokrywa się z naszymi planami. Taki konflikt interesów jest normalny. Aby się z nim uporać, trzeba wykazać się zaufaniem i pokorą. Bycie chrześcijaninem to nie tylko chodzenie na niedzielne msze, to także świadomy wybór wartości życiowych i postępowanie zgodnie z nakazami Ewangelii. To proces samodoskonalenia trwający przez całe życie. Uważam, że należy rozpatrywać to jako łaskę. Wyraz miłości Bożej w stosunku do nas. Wiara pomaga zrozumieć siebie, swoje zachowanie, myśli, przekonania, Gdy brałem narkotyki nie potrafiłem pokochać Stwórcy, bo nie kochałem siebie jako istoty stworzonej na podobieństwo Boga. Pomocy Jezusa nie można podważyć, bo to On stawia na naszej drodze dobrych ludzi.

Na mojej postawił wspólnotę „Betania”, księży, terapeutów i osoby, które modlitwę wstawienniczą kierowali w intencji mojej trzeźwości. Gdyby nie te osoby, prawdopodobnie bym już nie żył na tym świecie. Wiara w tak zwaną Siłę Wyższą wyciąga z nałogu tysiące ludzi. Istnieją liczne świadectwa osób, które się nawróciły i wyszły z nałogu. Ta historia jest jednym z nich.

Gdy zacząłem zdrowieć, rozpocząłem szkołę policealną w kierunku instruktora terapii uzależnień. Moją motywacją do podjęcia tej szkoły była chęć pomocy osobom uzależnionym. Potraktowałem to bardzo poważnie. Poświęciłem dużo czasu na naukę do egzaminów. W efekcie wszystkie przedmioty i egzamin państwowy zdałem na dobrą ocenę.

Ufam, że jest to moje powołanie, moja droga. „Jezus wyciągnął mnie z bagna”, abym swoim doświadczeniem i empatią pomagał narkomanom i alkoholikom. Równolegle ze szkołą podjąłem inną aktywność. Zaangażowałem się w wolontariat. Chodziłem do świetlicy środowiskowej, gdzie pomagałem dzieciom w lekcjach, bawiłem się z nimi. Teraz chodzę  do Domu Dziecka. Ukończyłem szkolenie w pracy z młodzieżą z ośrodka resocjalizacyjnego.

Nauka w szkole i wolontariat pozwoliły mi się rozwinąć. Zmiany, jakich dokonałem w swoim zachowaniu i myśleniu, pozwoliły mi żyć pełnią, realizować się oraz czynić dobro. Będąc czynnym narkomanem pogrążałem się w marazmie, poczuciu bezsensu, wyrzutach sumienia.

Trzeźwość daje możliwość aktywnego życia, prowadzącego do spełnienia.

Aktualnie trzeźwieję, chodzę raz w tygodniu na terapię ambulatoryjną, naprawiam relacje w rodzinie. Rozwijam  się i odkrywam nowe rzeczy. Od mojego nawrócenia dokonały się u mnie wielkie zmiany, doświadczyłem wielu łask. Jestem szczęśliwym człowiekiem, który budzi się z uśmiechem na ustach.

Michał

« 1 »