Pracujący w Republice Środkowoafrykańskiej br. Robert Wieczorek OFMCap, przesłał nam refleksje o niedawnej wizycie Franciszka w Sercu Afryki. Zachęcamy do tej ciekawej analizy dokonanej przez misjonarza, autora książek i reportaży z RCA.
„Przeprawmy się na drugą stronę” – to z kolei motto wizyty papieskiej w Republice Środkowoafrykańskiej. Dla mieszkańców kraju, którego terytorium przecinają ogromne rzeki, słowa te nie brzmiały abstrakcyjnie. Obraz rodziny przeprawiającej się przez wodę w pirodze stał się zresztą logo pielgrzymki. Franciszek nie omieszkał nawiązać do pierwszej wizyty papieskiej w RŚA, którą 30 lat wcześniej złożył św. Jan Paweł II, i zacytować prorocze słowa swego poprzednika o potrzebie pojednania i przebaczenia w duchu Ewangelii. Pomruki zadowolenia i aplauz tłumów wielokrotnie towarzyszyły słowom następcy Chrystusa, kiedy nawoływał do pokoju i pojednania jako nieodzownych warunków odbudowy kraju.
Papież nie mówił niczego szczególnie odkrywczego. To była prosta powtórka z zasadniczych prawd wiary i apel do zdrowego rozsądku w życzliwym życiu z sąsiadami. Ale ludziom, którzy przyszli go posłuchać, właśnie takie coś było potrzebne. Afrykańczycy nie są zresztą zbyt wybredni i nie trzeba wiele, by ich zadowolić. Z natury są wdzięczni i reagują spontanicznie. Takim był prosty gest otwarcia drzwi jubileuszowych Roku Miłosierdzia w katedrze w Bangui. To, że papież postanowił uczynić to najpierw poza Rzymem, było z entuzjazmem odebrane przez chrześcijan z RŚA jako przyznany im wielki przywilej. A nazwanie Bangui „duchową stolicą świata” oprócz oklasków zmobilizowało masę ludzi do nocnego czuwania.
Papież Franciszek i abp Dieudonne wyspowiadali po kilka osób, otwierając w ten sposób wieczór modlitwy, pojednania i miłosierdzia. Wielu kapłanów, niestety, gdzieś „wyparowało” po wieczornej celebracji, ale sporo zostało, by spowiadać ludzi ustawionych w nie zmniejszających się kolejkach. Cieszę się, że wszyscy obecni tam bracia kapucyni zostali na miejscu dla tej trudnej posługi. To znak, że nie tylko opowiadamy o „męczennikach konfesjonału” w osobach naszych świętych konfratrów, jak padre Pio, Honorat Koźmiński czy Leopold Mandic, ale to samo czynimy… Osobiście zostawiłem spowiedź około godziny 23-ej, gdy już „przemodleni” godzinami czuwania bracia nowicjusze przyszli prosić w imieniu policjantów, żebyśmy zabrali nasz samochód, który pozostał na parkingu jako ostatni. Jest w RŚA morze skołatanych ludzkich dusz, ale jest też znacznie większy ocean miłosierdzia. Słuchałem spowiedzi młodych z krwią Abla na rękach, ale też pięknych świadectw o tym, jak przetrwać z czystym sercem w dżungli nienawiści. Wśród penitentów miałem nawet… protestantów, którzy odpowiedzieli na apel Franciszka o pojednanie i przyszli wyznać winy.
Papież był zmęczony – widziałem to wyraźnie, gdy szedł do ołtarza w katedrze. No cóż, nie jest już młodzieniaszkiem. Do tego dawało mu się we znaki „gorące przyjęcie”, jakie zgotował mu duszny klimat Bangui położonego nad wielką rzeką i w niecce między górami i tropikalnym lasem. Z wysiłkiem i raczej niepewnie odczytał parę tekstów przetłumaczonych dlań na francuski. Ale przeważnie mówił po włosku, tłumaczony symultanicznie na sango. Mówił głosem raczej zgaszonym i od strony treści nie było w tym niczego wyszukanego – ot proste rzeczy.
br. Robert Wieczorek OFMCap