Co znaczą te rzeczy, których boi się świat, skoro jest z nami Stwórca świata?
24.12.2015 15:00 GOSC.PL
Skoro na świat przyszedł Książę Pokoju, to wydawać by się mogło, że od tamtej pory ustaną spory, kłótnie i wojny. Zapowiadał przecież Izajasz: „Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic” (Iz 9,6). Czy nie potwierdziły tych oczekiwań nadzwyczajne znaki? Światło wśród nocy, zastępy niebieskie i śpiew: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania” – kto w tych warunkach wątpiłby, że już będzie lepiej?
A jednak z przyjściem Mesjasza nie stało się na świecie spokojniej. Mało tego – już samo Jego pojawienie się sprowokowało króla zawistnika do zbrodni na dzieciach z Betlejem. Mesjasz nie zatrzymał lecących strzał, nie połamał mieczy. Ba! Nawet On sam nie uniknął śmierci, i to okropnej. Wyglądało to tak, jakby Bóg nie widział, co się dzieje. Nie interweniował ani wtedy, ani czterdzieści lat później, gdy pośród trupów i w kałużach krwi zapadała się w ogniu Jego świątynia. Milczał, gdy dogasało ostatnie powstanie narodu wybranego, pozwolił na dwa tysiące lat jego poniewierki, zakończonej ludobójstwem, jakiego świat nie widział, dokonanego w czasie wojny, jakiej świat nie widział. Z resztą świata nie było lepiej. Jak nie wojna totalna, to lokalna, jak nie agresja, to rozruchy, jak nie reżim, to terror. A ludzie jak cierpieli, tak cierpią.
W takim razie co zmieniło Boże Narodzenie?
Cóż – Jezus jest Księciem Pokoju, a nie świętego spokoju. Jezus zasadniczo nie zmienia sytuacji – On zmienia tych, którzy Go przyjmują. U tych, którzy Mu otwierają drzwi, odmienia wszystko – i to natychmiast. To jest tak, jakby ktoś w ciemnym pokoju nagle zapalił światło. Niby wszystko jest tak samo. Żaden sprzęt nie zmienia swojego miejsca, nie porusza się nawet pyłek, a jednak wszystko wygląda inaczej. To zmiana najbardziej realna z realnych, ale doświadczają jej ci, którzy zaryzykują zaufanie.
Kilka dni temu z przyjaciółmi ze wspólnoty i z „aniołkami” (kolędującymi dziećmi) odwiedziliśmy pacjentów w dużym szpitalu. Wielu z nich zgodziło się, żebyśmy się za nich pomodlili. Nie wiem, czy potem ktoś z nich odzyskał fizyczne zdrowie, ale serca wielu się odmieniły – zarówno chorych, jak też ich gości. „Nie ma dla mnie nadziei” – powtarzała młoda kobieta w jednym z pokoi. Po modlitwie już tak nie mówiła, wiele mówił za to jej uśmiech. Nie wiem, co z nią będzie, ale wiem, Kto z nią będzie. A to radykalnie zmienia postać rzeczy. Bo choć nadal podlegamy słabości i nędzom, chorobom i śmierci, to zmienia się nasz sposób przeżywania tych rzeczy. Co może nas ugodzić, gdy z nami jest Bóg? Co znaczą te rzeczy, których boi się świat, skoro jest z nami Stwórca świata?
Jezus nie likwiduje wojen, On przychodzi do ludzi tkwiących w samym środku wojen. Nie powoduje zacięcia się luków bombowych w samolotach, ale jest z tymi, na których bomby spadają. Nie likwiduje nędzy, ale sam rodzi się w nędzy. Nie likwiduje fizycznej śmierci, ale sam umiera za tych, którzy zasłużyli na śmierć wieczną. Obecność Jezusa zmienia ludzi – a odmienieni ludzie zmieniają sytuację.
Jezus przychodzi do tych, którzy się źle mają. A każdy źle się ma, tylko nie wszyscy o tym wiedzą. Ale przyjdzie czas, że się o tym dowiedzą. To będą te dni, o których za biblijnym mędrcem powiedzą: „Nie mam w nich upodobania”. To będzie czas zejścia z salonów do stajni. I to będzie czas łaski, sytuacja, w której można się już tylko zasklepić, albo wołać: „Przyjdź, Panie Jezu”. I do tych, co wołają, Jezus przyjdzie. Na takie zaproszenie zawsze przychodzi. A potem już będzie dobrze. Jeszcze tu, na ziemi, nie mówiąc już o tym, co potem.
Witaj, Panie Jezu, Książę Pokoju.
Franciszek Kucharczak