Nie jest prawdą, że nacjonaliści wykazują „miłość ojczyzny większą niż miłość Boga i bliźniego”. - Polemika z felietonem Franciszka Kucharczaka „Niebo dla Polaków”.
Na portalu Gościa Niedzielnego Pan Redaktor Franciszek Kucharczak opublikował tekst „Niebo dla Polaków”, w którym krytykuje tegoroczny Marsz Niepodległości, a szczególnie jego hasło przewodnie: „Polska dla Polaków, Polacy dla Polski”. Tekst ten zawiera sugestie, jakoby organizatorzy Marszu stawiali naród ponad Boga, ich celem było zachowanie „czystej krwi”, a samo hasło marszu było wyrazem „wrogości do innych nacji”. Przypuszczam, że stwierdzenia takie wynikają z błędnego i uproszczonego obrazu nacjonalizmu, jaki wyłania się nie tylko z mediów, lecz także - niestety! - z wielu publikacji popularnonaukowych, i jest przyjmowany także przez wielu wykształconych ludzi. Chciałabym więc, jako doktorantka wydziału teologicznego i zaangażowana nacjonalistka, przedstawić, jak się sprawy mają z naszego, narodowego, punktu widzenia.
Zacznijmy więc od początku, czyli od nacjonalistów. Otóż nie jest prawdą, że wykazują oni „miłość ojczyzny większą niż miłość Boga i bliźniego”. Rzeczywiście, na samym początku istnienia polskiego ruchu narodowego, a więc na przełomie XIX i XX w. Roman Dmowski wraz z innymi ówczesnymi myślicielami stworzył laicką doktrynę polityczną opartą na uznaniu narodu za najważniejszy byt społeczny, który kierując się własnym „egoizmem” nie podlega religijnym i moralnym prawom obowiązującym jednostki. Podejście takie wynikało z panującego wówczas w całej Europie pozytywizmu, jednak szybko narodowa demokracja przeszła – w zasadniczej swojej części – na pozycje wyraźnie katolickie. W 1928 r. Dmowski radykalnie zmienił swoje nastawienie w kwestii chrześcijaństwa, ogłaszając w broszurze „Kościół, naród i państwo”, że „Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, […] ale tkwi w jej istocie, w znacznym stopniu stanowi jej istotę”. Jednocześnie skorygował doktrynę „egoizmu narodowego” podkreślając, że dbanie o interes narodowy nie może usprawiedliwiać niesprawiedliwości wobec innych narodów i grup.
Silny związek wiary i myśli narodowej kontynuowało pokolenie narodowych radykałów. W latach 30. młodzi działacze zerwali z Narodową Demokracją Romana Dmowskiego, na skutek napięcia, które rosło wśród nich od lat 20., spowodowanego poczuciem duchowego i ideowego marazmu pokolenia „starych” narodowców. Jego ostatecznym efektem było powołanie do życia w 1934 r. Obozu Narodowo-Radykalnego, zrzeszającego wielu młodych, wybitnych działaczy i publicystów. Jednym z ich głównych założeń było wypracowanie całościowego spojrzenia na świat, obejmującego zarówno politykę jak i duchowość. Jednoznacznie stawiano tu Boga nad narodem, ze wszystkimi tego egzystencjalnymi konsekwencjami. Wojciech Kwasieborski, jeden z najważniejszych ideologów nowego pokolenia nacjonalistów pisał o tym wprost w swego rodzaju „manifeście” narodowych radykałów pt. „Podstawy narodowego podglądu na świat”: „Wszystkie siły duchowe i fizyczne człowieka, każdy jego akt twórczy winny służyć określonej hierarchii celów z celem najwyższym i bezwzględnym na szczycie. […] Czy jest nim naród? Czy naród jest wartością bezwzględną? Historia zna ludy wielkie i twórcze, po których pozostały dzisiaj jedynie muzealne okruchy cywilizacji. Naród jest wartością wielką, ale względną, uwarunkowaną historycznie. Na przestrzeni wieków, pod wpływem wielkich kataklizmów dziejowych narody tworzyły się, przeobrażały i umierały [...]. Osiągnięcie szczęścia wiecznego i bezwzględnego jest dla człowieka najwyższym celem jego dążeń. Szczęście to znajduje człowiek w Bogu, w zbawieniu swojej duszy […]. Prawda, że Bóg jest najwyższym celem człowieka jest prawdą bezwzględną, prawdą niezbicie udowodnioną, niepodlegającą dyskusji”.
Takie stanowisko zdecydowanie wyklucza nienawiść wobec innych narodów, którą chętnie zarzuca się nacjonalistom. Jędrzej Giertych w swojej broszurze „Nacjonalizm chrześcijański” porównał narody do rodzin wspólnie funkcjonujących na świecie: „Naród jest w swej istocie zjawiskiem dość podobnym do rodziny. Jest on zbiorowością ludzi, związanych węzłem duchowego, a nieraz też i fizycznego pokrewieństwa, ożywionych wspólną miłością swej ziemi rodzinnej i swej cywilizacji, wspólnie pielęgnującej pamięć swoich przodków i troszczących się o przyszłość swojego potomstwa. Ludzkość nie składa się z samych jednostek. Ugrupowana jest ona hierarchicznie: składa się z narodów, a narody składają się z rodzin. Wprawdzie każda jednostka indywidualnie troszczy się o swoje zbawienie, każdy człowiek jest dla nas bliźnim, ale to nie znaczy byśmy nie byli z niektórymi naszymi bliźnimi związani więzłem szczególnym, byśmy nie mieli wobec niektórych naszych bliźnich obowiązków szczególnych, a między innymi i obowiązku szczególnej, większej niż wobec innych miłości. […] Naród jest rozszerzoną rodziną – jest jakby wyższym jej szczeblem”. Tak więc to, co stanowi istotę nacjonalizmu, to nie nienawiść do innych narodów, ale szczególna miłość do swojego. Nie wyklucza ona miłości do innych bliźnich, tak samo, jak nie wyklucza jej miłość do własnej rodziny.
Oczywiście, można tutaj zarzucić przedwojennym narodowym radykałom, że byli antysemitami – i jest to prawda. Jednak ich antysemityzm nie miał natury biologicznej czy opartej na „czystej krwi”, ale był wyrazem sprzeciwu wobec kulturalnej alienacji Żydów, którzy nie utożsamiali się z dobrem Polski i często posuwali się do ekonomicznego wyzysku wobec Polaków. Tego, że nie była to wrogość o podłożu „rasowym”, dowodzą także dobre relacje z Bejtarem – nacjonalistyczną, szkolącą się u Mussoliniego organizacją żydowską, której celem było przygotowanie europejskich Żydów do zajęcia Palestyny. I w końcu, najlepszym świadectwem natury „antysemityzmu” polskich nacjonalistów było postępowanie Jana Mosdorfa, samego przywódcy Obozu Narodowo-Radykalnego, przed wojną znanego z gwałtownie antysemickich wystąpień, który podczas swojego uwięzienia w Auschwitz-Birkenau niejednokrotnie ryzykował życie, pomagając innym więźniom, niezależnie od ich pochodzenia i wyznania, także Żydom. W końcu właśnie tę pomoc Mosdorf przypłacił życiem – 11 października 1943 r. został rozstrzelany przez Niemców.
Wynika z tego wprost, że chociaż polski nacjonalizm powstał jako idea laicka, to jednak szybko przeszedł na pozycje zdecydowanie katolickie, tworząc z chrześcijaństwa podstawę swojego światopoglądu, a ze zbawienia zasadniczy cel życia. To właśnie do tej postawy nawiązuje teraz, i to coraz wyraźniej, współczesny ruch narodowy, w tym i organizatorzy Marszu Niepodległości, czego wyrazem jest m. in. wystąpienie na Marszu ks. Jacka Międlara, które zostało bardzo entuzjastycznie przyjęte przez uczestników.
Drugą kwestią jest hasło: „Polska dla Polaków, Polacy dla Polski”. Kontrowersje wzbudza szczególnie jego pierwsza część – ale czy faktycznie jest się czym oburzać? Wszak Polska jest – pod względem politologicznym – państwem narodowym, a więc takim, w którym rządzi naród, w tym wypadku polski. Wyraźnie stwierdza także nasza konstytucja w art. 4: „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”, natomiast w art. 6. znajduje się stwierdzenie, że „Rzeczpospolita Polska stwarza warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury, będącej źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju”. A więc w Polsce rządzi naród, posiadający swoją kulturę i tożsamość. Czy to oznaka ksenofobii naszego państwa?
Tak więc z samej konstytucji naszego kraju wynika, że Polska ma być dla członków Narodu Polskiego, a więc dla Polaków. Jeśli jednak to za mało, to spójrzmy na alternatywy – jeśli nie dla Polaków, to dla kogo ma być Polska? Polska dla Rosjan? Polska dla zwolenników multi-kulti? Polska dla Unii Europejskiej? Polska dla międzynarodowych korporacji i banków? Polska dla lobby promujących aborcję, eutanazję, gender i ideologie homoseksualne? Kto ma rządzić naszym krajem? Ze wszystkich tych możliwości najsensowniejszą jest ta, by to Polacy byli gospodarzami we własnym kraju.
Nie oznacza to, oczywiście, że w Polsce nie mogą przebywać osoby innych narodowości, ale są one gośćmi, i ich poglądy, tradycje i wierzenia nie mogą być ważniejsze, niż polskie tradycje i polskie prawo.
Z drugiej strony, bycie Polakiem i gospodarzem w Polsce nakłada na członków narodu także pewne obowiązki, na co zwraca uwagę druga część hasła. Wszyscy Polacy powinni dbać o zachowanie narodowej tożsamości, pracować dla wspólnego dobra i wprowadzać w życie chrześcijańskie wartości po to, by przyszłe pokolenia mogły wzrastać w poczuciu bezpieczeństwa oraz duchowym i materialnym dobrobycie, powiększając przekazane im dobro i prowadząc swoich członków do zbawienia. Nie jest to postawa wrogości wobec innych nacji. Przeciwnie: polski ruch narodowy rozwija współpracę z nacjonalistami z innych krajów w celu wspólnej obrony tożsamości i bezpieczeństwa Europy, a także opowiada się za obroną ludzi osób i grup prześladowanych na całym świecie, szczególnie chrześcijan, lecz także wszystkich innych, którzy niezasłużenie cierpią.
Mówiąc krótko: w tym haśle, jak i w całej idei narodowej, nie chodzi ani o „czystą krew”, ani o „wrogość do innych nacji”, ale o jak najbardziej chwalebną miłość do Boga i do Ojczyzny, i to w tej właśnie kolejności. A więc ostatecznie… tak, niebo dla Polaków! Niebo dla nacjonalistów!
Sylwia Mazurek