Rządu jeszcze nie ma, ale cel ataku już został wybrany i pierwsze salwy odpalone. Rośnie w siłę ruch obrony gimnazjów.
04.11.2015 18:30 GOSC.PL
Argumentów pojawia się moc, wiele godnych rozważenia i publicznej debaty. Trudno sobie zresztą wyobrazić decyzję o likwidacji 7,5 tys szkół podejmowaną w zaciszu gabinetów i przegłosowaną na pierwszym możliwym posiedzeniu Sejmu. Równie trudno jak to, że rząd PiS miałby ruszać w nową drogę starymi koleinami pozostawionymi przez ekipy PO-PSL. Chociaż… nie takie rzeczy już Polska widziała.
W ocenie gimnazjów Polacy… nie są podzieleni. Jeśli wierzyć sondażom prawie trzech na czterech pytanych jest za ich likwidacją. To po pierwsze. Po drugie, PiS wygrał wybory nie mimo, ale także dzięki temu, że zapowiadał zmiany ustrojowe w edukacji. Słowo się rzekło, teraz powinno się go dotrzymać. Chociaż… punkt widzenia często zmienia się wraz z nowym punktem siedzenia.
Nic jeszcze nie jest przesądzone, ale związki zawodowe nauczycieli oraz dyrektorzy gimnazjów już szykują protest. Ich perspektywa jest jasna i oczywista. Bronią swoich miejsc pracy. I partia, która twardo walczyła przez ostatnie lata przeciw likwidacji szkół, zwijaniu Polski powiatowej i zwolnieniom nauczycieli, będzie musiała się z tym wyzwaniem zmierzyć. Ale porywając się na reformę o takiej skali na pewno ma tego świadomość. I propozycje dla wyżej wymienionych.
Jeszcze głośniej od pracowników oświaty lamentują publicyści. Oczywiście w imieniu dzieci, które stracą swoje ukochane szkoły. Tyle, że obecni uczniowie spokojnie je ukończą, a jeśli reforma wejdzie w życie, to obejmie roczniki, które szczęścia gimnazjalnego jeszcze nie zaznały. Fałszywie brzmi też troska o „chaos i niepewność”, zwłaszcza, że dzielą się nią te same media, które bez względu na protesty rodziców, jak niepodległości broniły obowiązkowego sadzania sześciolatków w ławach szkolnych.
Obawy przed zbyt częstą zmianą środowiska nie wymagają nawet polemiki, bo jednym z głównych argumentów za likwidacją gimnazjów jest właśnie to, by dzieci miały w swoim CV przed maturą dwie, a nie trzy szkoły.
Trochę dziwi dość jednogłośny chór w obronie placówek, których nikt jeszcze nie oblega. Dziwi, bo postulat to nie nowy, a jakoś – tak na poważnie – nie podejmowany przez zwolenników status quo ani w kampanii, ani wcześniej. Choć wygrana PiS od dawna wisiała w powietrzu. Teraz należy się spodziewać próby zbudowania ruchu na rzecz obrony gimnazjów, na podobieństwo tego, który powstał w obronie maluchów. Ale jakoś nie bardzo wierzę, by włączyli się weń rodzice.
Nowy rząd i tak powinien tę okazję wykorzystać, by pokazać, że poważnie traktuje obywateli. Przeprowadzić maksymalnie szerokie konsultacje społeczne, zrobić solidny, także programowy audyt gimnazjów, przedstawić symulację zysków i kosztów społecznych oraz budżetowych. A wszystko w ścisłej współpracy z samorządami. Bo to one mają dziś na głowie gimnazja.
Piotr Legutko