O wyjściu z długów i o Bogu, który zagląda nam do portfela, z Małgorzatą i Wojciechem Nowickimi rozmawia Marcin Jakimowicz.
Na czym polega ta płynność u katolika nad Wisłą?
Na tym, że jest wpływ i wypływ. Że potrafi oddawać, dzielić się, dawać jałmużnę. Wydawanie na siebie nie jest żadnym elementem płynności. Izraelskie Jezioro Galilejskie tętni życiem, a w Morzu Martwym nie ma żadnej jego formy. Dlaczego? Przecież oba zbiorniki leżą w depresji, do obu wpada ta sama rzeka: Jordan. To czytelny obraz: jeśli jedynie przyjmujesz, a nic z siebie nie dajesz, stajesz się martwy. Pan Bóg może dopuścić do sytuacji, gdy człowiek polegnie finansowo. Po co? By człowiek wreszcie się do Niego zwrócił. Demon szepcze dziś ludziom: jesteś samowystarczalny. To pułapka. Ludzie stają się opętani materializmem, bieganiem po wyprzedażach…
A policja w Dniu Wagarowicza nie szuka młodych w parkach, ale w centrach handlowych, między sklepami…
To znak czasu. Dzisiejsze pole walki i terytorium naszych porażek. Za komuny ludzie mieli jakieś tam oszczędności, ale w sklepach nie było towarów. Dziś półki sklepowe uginają się, a my zmagamy się z chciwością, porównywaniem się z innymi, materializmem, zachłannością na nowe gadżety….
Jak dużo pieniędzy to za dużo pieniędzy? Kiedy, sprawdzając stan konta, mogę poczuć, że zapominam, Kto tu rozdaje karty?
Wszystko zależy od twojej relacji z „górą”, od rozmów na linii właściciel–zarządca. Jeśli twe serce pozostaje w miejscu zarządcy, nie ma takiej kwoty, która mogłaby ci zaszkodzić, która byłaby „zbyt duża”. Bóg jednym daje pięć talentów, innym dwa, a jeszcze innym jeden. Jednego powołuje na prezesa zarządu małej firmy, innego na szefa gigantycznej korporacji. Stan konta się nie liczy – liczy się twoja relacja z Właścicielem. To działa też w drugą stronę: jeśli masz mentalność właściciela, to nawet najmniejsze kwoty spowodują problem radzenia sobie z nadmiarem.
Problem z nadmiarem? Nie przesadzacie?
Nie. Większość z ludzi, którzy do nas trafiają, wpadła w długi dlatego, że kiedyś nie poradzili sobie z nadmiarem. Dostali większą gotówkę i nie potrafili nią dysponować.
Zamiast odłożyć, wykosztowali się na wielką „plazmę”, na którą nie było ich stać?
Województwo śląskie ma największą średnią wysokość zadłużenia na mieszkańca. To tu mieszka najwięcej ludzi nieradzących sobie z długami. Dlaczego? Bo sporo z nich otrzymało kiedyś wielkie gratyfikacje, odprawy. Nie potrafili mądrze nimi zagospodarować i ten nadmiar rozchwiał całkowicie ich byt ekonomiczny. Wielu kupowało na raty rzeczy, które nie były im potrzebne. A jeśli kupujesz rzeczy niepotrzebne, wnet będziesz musiał sprzedawać potrzebne.
Rolnik wie, że nie może „przejeść” całego ziarna. Część idzie na chleb, ale część musi zostawić na zasiew.
A my nie pamiętamy już o tej biblijnej zasadzie. Ludzie żyją z dnia na dzień, bez pewnego bufora oszczędności. Zdecydowana większość żyje „z łapy do papy”, czyli krócej niż 30 dni do bankructwa (jeśli nie doszłaby najbliższa wypłata, zostaliby na lodzie). Gdy przejadasz wszystko i nie zostawiasz nawet małych kwot na zasiew, przegrywasz na całej linii. Ludzie radzący sobie jako tako z wydatkami bieżącymi, wpadają w długi przez wydatki okresowe (ogrzewanie zimą, zmiana opon, ubezpieczenie, wyprawka szkolna). W Księdze Przysłów znajdujemy radę: mądry odkłada na przyszłość, a głupi wszystko przejada. Biblia podpowiada, że mamy się uczyć od… mrówek.