Nadzwyczajna popularność medialna partii, która jeszcze niedawno w ogóle nie istniała, a dziś nic sobą nie reprezentuje, oznacza tylko jedno: władza jej potrzebuje.
14.10.2015 12:30 GOSC.PL
W obozie władzy narasta przedwyborcza panika. Jednym z jej symptomów jest nachalne pokazywanie Ewy Kopacz w podległych władzy stacjach telewizyjnych i radiowych, a także w usłużnych tytułach prasowych. Pani premier a to pochyla się nad dziatwą w przedszkolu, a to z troską wysłuchuje ludu pracującego miast i wsi, a to dialoguje z ludem podróżnym w pociągu. To rzecz zupełnie rozpaczliwa, bo władza sama chyba widzi, że to nie pomaga, a nawet działa odwrotnie niż miało działać. Ale kogo ma ta władza pokazywać, skoro ma premier taką, jaką ma. Makijaż wszystkiego nie załatwi. Gdyby przeszedł Bronisław Komorowski, toby się go grzało, a teraz to co, Dudę pokażą? Dudę to i opluskwić porządnie się nie da, a Komorowski nawet jako „były” już się kompletnie spalił. Batalion hejterów nie załatwiłby go sprawniej niż on sam siebie, gdy w reklamie „Cinkciarza” dał się obfotografować z koszulką z napisem „Bull”.
Władza w tej sytuacji uznała najwyraźniej, że jej ostatnią nadzieją jest maksymalne napompowanie Zlewu (Zjednoczonej Lewicy) i partyjki Ryszarda Petru.
W pracy stale widzę ekran telewizora z włączonym kanałem informacyjnym, więc łatwo mi ocenić, jak dalece nieproporcjonalna jest częstotliwość występowania szefowej Zlewu i szefa Nowoczesnej w stosunku do przedstawicieli innych partii – a szczególnie PiS. Otóż jest bardzo nieproporcjonalna, szczególnie gdy się zważy różnice w popularności społecznej tych ugrupowań. Po co to wszystko? Nie po to przecież, żebyśmy mogli znowu oglądać ulubioną twarz Palikota, lecz po to, żeby PO miała z kim po wyborach wejść w koalicję – i znowu rządzić. Zlew – czyli de facto SLD i przystawki – nadaje się do tego idealnie, bo PO już nie musi/nie może udawać partii konserwatywnej. W takie rzeczy po prostu nikt już nie uwierzy. Ale Zlew to za mało, więc sukces partii Petru jest dla PO niezbędny. W tym celu od miesięcy ktoś nam wmawia, że Nowoczesna Petru to jakaś nowa jakość. To dlatego choć jeszcze nie istniała, to już pojawiała się w co znaczniejszych sondażach – i to od razu jako poważny gracz, dysponujący dużym poparciem.
To oczywiście bujda – prawie nikt w ogóle nie wiedział, kto to taki ten Petru, a i do dziś, jeśli ktoś normalny go kojarzy, to na zasadzie: „A to ten, co go pokazują. Ale nie wiem, co to za jaki”. Powiedzmy sobie szczerze: Partia Petru reprezentuje wielkie, solidne, błyszczące, eleganckie, nowoczesne NIC. Skąd więc ta popularność w sondażach, wskazująca na poważne szanse wejścia Petru do parlamentu? Częściowo pewnie z tego bezustannego tłuczenia w głowy ludziom, że Petru to jest ktoś i że ma dla nas coś. Ale na takie rzeczy to się coraz mniej ludzi łapie. Śmiem więc twierdzić, że niektóre sondaże się mylą, a niektóre po prostu kłamią. Ponieważ jednak sondaże mają moc sprawczą, a tylko wtórnie informacyjną (to dlatego najwyższa kara w ciszy wyborczej jest za publikowanie sondaży właśnie), publikuje się je. Nie chodzi przecież o to, żeby ludzie wiedzieli jak jest, tylko żeby myśleli, że tak jest. A za myśleniem idą czyny.
O, właśnie widzę na ekranie Kukiza. No, on to się tam rzadko pojawia, a jeśli już, to coraz częściej w negatywnym kontekście. No a jak inaczej? Kukiz na pewno w koalicję z PO nie wejdzie.
Franciszek Kucharczak