Państwo Islamskie to więcej niż organizacja terrorystyczna czy bojówki islamistów. Ten samozwańczy kalifat posiada zaplanowany budżet, ministerstwa, struktury władzy lokalnej, służby specjalne, armię, sądownictwo i system oświaty. Stopnia zorganizowania mogłoby mu pozazdrościć niejedno państwo „istniejące teoretycznie”.
W ubiegłym roku Państwo Islamskie kontrolowało w Iraku i Syrii terytorium większe od Anglii. Na uwagę, że to ciągle tylko „organizacja terrorystyczna”, a nie prawdziwe państwo, można by odpowiedzieć pytaniem retorycznym: czy Irak lub Syria są dzisiaj „prawdziwymi” państwami? W Iraku struktury państwowe praktycznie nie funkcjonują. W Syrii władza nie kontroluje znaczących i strategicznych obszarów. Państwo Islamskie, ze swoim aparatem, pieniędzmi, strukturami oraz – co równie ważne – ideologią stało się trudnym do pokonania przeciwnikiem. Samuel Laurent, francuski dziennikarz i znany w świecie specjalista do spraw terroryzmu islamskiego, przeniknął do struktur PI, poznając od kuchni zasady jego funkcjonowania. W swojej książce „Kalifat terroru” przytacza dane, które powinny postawić w stan gotowości najbardziej bagatelizujące zagrożenie rządy. Bo nawet we Francji, która bombarduje cele islamistów w Syrii, minister spraw zagranicznych nazywa ich wyłącznie „organizacją”, która co najwyżej podrzyna gardła swoim ofiarom. Informacje, do których dotarł Laurent, powinny uświadomić panu ministrowi, że to dość pieszczotliwe określenie tego, czym naprawdę jest Państwo Islamskie. „Proklamowany 27 czerwca 2014 r. kalifat przypomina potwornego noworodka spragnionego ludzkiego mięsa” – pisze autor. I przekonuje, że próba pokonania PI to walka z państwem, a w każdym razie z organizacją, która ma niemal wszystkie jego cechy.
Wsiąkanie w teren
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina