Martin Winterkorn ustąpił ze stanowiska szefa zarządu Volkswagena - poinformował w środę koncern. Winterkorn był tego dnia przesłuchiwany przez pięcioosobowy komitet wykonawczy koncernu, a według mediów jeszcze tego samego dnia zbiera się rada nadzorcza.
Volkswagen przyznał się właśnie do manipulowania pomiarem emisji spalin w 11 milionach swoich samochodów z silnikiem dieslowskim.
- W Polsce jeździ około 100 tys. aut z silnikiem VW typu EA 189. To w tym silniku stwierdzono w USA oprogramowanie, które pozwalało fałszować testy emisji spalin. Około 47 proc. z logo Volkswagena, 27 proc. Skody, a 23 proc. Audi. Pozostałe samochody należą do Seata" - powiedział PAP ekspert Samar Dariusz Balcerzyk.
"Jestem wstrząśnięty tym, co wydarzyło się w ostatnich dniach" - podkreślił Winterkorn, dodając, że jest zdumiony, iż w koncernie Volkswagena możliwe były uchybienia na taką skalę.
"Jako szef zarządu biorę na siebie odpowiedzialność za ujawnione nieprawidłowości w silnikach Diesla" - napisał Winterkorn w oświadczeniu. Poinformował, że zwrócił się do rady nadzorczej o zawarcie z nim porozumienia w sprawie jego odejścia z funkcji szefa zarządu koncernu.
Podkreślił, że robi to w interesie przedsiębiorstwa i że on sam nie ma sobie nic do zarzucenia. "Volkswagen potrzebuje nowego początku - także w sprawach personalnych. Swoim odejściem toruję ku temu drogę" - napisał. Zaakcentował też, że skandal musi być w pełni wyjaśniony, i wyraził przekonanie, iż koncern i jego załoga przezwyciężą "ten ciężki kryzys".
Przewodniczący rady nadzorczej Volkswagena Berthold Huber powiedział, że gremium to "do piątku nie podejmie decyzji w sprawie następcy Winterkorna".
Niemiecki dziennik "Tagesspiegel" napisał we wtorek, powołując się na źródła w radzie nadzorczej Volkswagena, że w reakcji na skandal koncern rozstanie się z Winterkornem i że zastąpi go Matthias Mueller, szef Porsche, wchodzącego w skład koncernu. Rzecznik Volkswagena zdementował wtedy doniesienie tej gazety jako "śmieszne".
Jeszcze we wtorek Winterkorn przepraszał za manipulacje i zapowiadał pełne wyjaśnienie sprawy. Zanim wybuchł skandal zapowiadano, że w najbliższy piątek jego kontrakt menedżerski zostanie przedłużony do końca 2018 roku.
Volkswagen przyznał we wtorek, że problem z manipulowanie pomiarem emisji spalin dotyczy 11 milionów jego pojazdów z napędem dieslowskim.
Skandal wybuchł, gdy w USA tamtejsza federalna Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ustaliła, że oprogramowanie zainstalowane w ponad 480 tys. pojazdów Volkswagena z napędem dieslowskim uaktywnia system ograniczania emisji spalin (przestawianie silnika na szczególnie oszczędny tryb pracy) tylko na czas oficjalnych pomiarów testowych. Oznacza to, że w normalnych warunkach pojazdy Volkswagena z silnikami dieslowskimi mają lepsze osiągi, ale zanieczyszczają powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA.
W Stanach Zjednoczonych koncernowi teoretycznie grozi kara wysokości 18 miliardów dolarów; prawdopodobne są też roszczenia cywilnoprawne klientów i akcjonariuszy. Amerykanie zwrócili dotąd uwagę na modele Jetta, Golf, Beetle i Audi A3 z lat 2009-2015 oraz model Passat z lat 2014-2015. Volkswagen wstrzymał w USA sprzedaż tych modeli.
W USA śledztwo w sprawie praktyk Volkswagwena prowadzi resort sprawiedliwości.
W Niemczech minister transportu Alexander Dobrindt powołał komisję śledczą. Prokuratura w Brunszwiku podała w środę, że sprawdza, czy wszcząć śledztwo w sprawie manipulacji, jakich dopuszczał się Volkswagen.
Komisja Europejska poinformowała, że analizuje dostępne informacje dotyczące manipulowania pomiarem emisji. Zapowiedziała też, że od przyszłego roku możliwe będzie testowanie samochodów nie w laboratoriach, lecz w warunkach drogowych.
VW jest największym producentem samochodów na świecie. Koncern zatrudnia 600 tys. osób, a jego roczny przychód wyniósł 200 mld euro. W skład firmy wchodzi 12 marek produkujących samochody osobowe i ciężarowe.