Moskwa dąży do przejęcia kluczowej roli w staraniach na rzecz rozwiązania kryzysu w Syrii i zbliża się do osiągnięcia swych głównych celów - ocalenia reżimu prezydenta Baszara el-Asada i odzyskania wpływów na Bliskim Wschodzie, jakie miała za czasów ZSRR.
Ocena taka dominuje w komentarzach po wzmocnieniu militarnej obecności Rosji w Syrii, rosyjskiej propozycji współpracy z USA w konfrontacji z Państwem Islamskim (IS) - obecnie czołowej siły w walce z Asadem - oraz zgodzie Waszyngtonu na rozmowy z Moskwą na ten temat.
Przewiduje się, że administracja Baracka Obamy spróbuje wykorzystać Rosję do militarnej rozprawy z IS, licząc się z tym, że wzmocni to reżim Asada. Eksperci ostrzegają, że ceną, jakiej Moskwa za to zażąda, ma być pobłażliwość Zachodu wobec agresji na Ukrainie i złagodzenie wymierzonych za to sankcji.
Rosja wykorzystuje skomplikowaną sytuację w Syrii, gdzie z reżimem Asada walczy kilka opozycyjnych frakcji, które walczą także ze sobą nawzajem. Sprzyja jej brak jasnej strategii USA, które wykluczały najpierw współpracę z Asadem twierdząc, że musi on ustąpić ze stanowiska, a teraz podkreślają, że ich celem jest "degradacja i pokonanie" IS, które najskuteczniej walczy z jego reżimem.
Rosja przerzuca sprzęt wojskowy do bazy w Latakii na północnym zachodzie Syrii. Zdaniem ośrodka analiz Stratfor, zapowiada to plany interwencji lotnictwa i sił lądowych po stronie reżimu Asada, który kontroluje już tylko jedną trzecią terytorium kraju. W Syrii działają na razie tysiące rosyjskich doradców wojskowych.
Kiedy Waszyngton zareagował na te doniesienia ostrzeżeniami, rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow zaproponował rozmowy, aby "uniknąć niezamierzonych incydentów". Amerykanie rozważają bowiem stworzenie stref zakazu lotów w Syrii w celu ochrony ludności cywilnej i uchodźców, co wymaga kontrolowania ich przez lotnictwo USA lub sojuszników.
Na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku prezydent Władimir Putin ma przedstawić pod koniec września plan zakończenia wojny w Syrii po pokonaniu IS przez koalicję z udziałem wojsk reżimu Asada, USA, innych państw zachodnich, krajów arabskich, Iranu i Rosji.
Eksperci traktują plan jako posunięcie raczej propagandowe bez szans na rychłą realizację z powodu chłodnych stosunków Moskwy z Waszyngtonem i rozbieżności między uczestnikami proponowanej koalicji. Rosja bowiem, podobnie jak Iran, chce utrzymać u władzy Asada, wbrew życzeniom sojuszników USA z świecie arabskim i Turcji, kluczowego sojusznika w NATO.
"Rosja dąży do wielu celów, a pierwszym jest wsparcie reżimu Asada, długoletniego sojusznika w regionie. Dopiero drugi cel to wynegocjowanie politycznego rozwiązania w Syrii, a trzeci to nie przyjęcie rozwiązań narzucanych przez Zachód. Nie wiem więc jak zachodnia koalicja, Iran i Rosja mogłyby skoordynować wysiłki. Współpraca z Rosją musiałaby zakładać wiodącą rolę Asada" - powiedział PAP ekspert europejskiego biura fundacji Carnegie, Marc Pierini.
W toku wstępnych rozmów Waszyngton zasygnalizował jednak odejście od twardego stanowiska w sprawie Asada. Oświadczenia sekretarza stanu Johna Kerry'ego sugerują, że USA zgodzą się na tymczasowe pozostawienie syryjskiego dyktatora, co popierają też państwa zachodnioeuropejskie.
Zbliżenie do stanowiska Rosji mogłoby stworzyć pole do porozumienia. Eksperci przestrzegają jednak przed układem z Putinem, dla którego zniszczenie IS jest celem drugorzędnym, a priorytet to powrót do roli rozgrywającego w świecie arabskim. "Rosja chce umocnić swą pozycję na Bliskim Wschodzie, co zmusza do popierania Asada. Jego usunięcie skomplikowałoby sytuację Rosji w Syrii, która jest ostatnim jej przyczółkiem w regionie" - powiedział PAP Steven Kiel z German Marshall Fund of the United States.
"Upadek Asada oznaczałby dla Rosji utratę jedynej bazy wojskowej poza strefą postsowiecką, w syryjskim porcie Tartus. Poparcie dla niego pasuje do planów Putina, by przywrócić Rosji rangę mocarstwa, które przeciwstawia się Zachodowi. Wspieranie Asada oznacza granie Białemu Domowi na nosie" - pisze w "Foreign Policy" Anna Borshchevskaya.
Sojusz Rosji z Syrią trwa ponad 40 lat, datuje się z czasów reżimu ojca obecnego prezydenta tego kraju, Hafeza el-Asada, który w okresie zimnej wojny, w odróżnieniu od takich krajów arabskich jak Egipt i Irak nie zmienił frontu na proamerykański.
Borschevskaya i dyrektor Ośrodka Studiów Rosyjskich w Henry Jackson Society, Andrew Foxall, zauważają, że proponując USA współpracę w walce z IS i w "politycznym rozwiązaniu" konfliktu syryjskiego, Rosja liczy na wyjście z izolacji po agresji na Ukrainę i przekonanie Zachodu, że od Krymu i Donbasu ważniejsza jest walka z radykalnym islamem.
"Jeśli zbliżenie (z Zachodem) w sprawie Syrii będzie postępować, Ukraina zostanie zapomniana, co podważy reżim sankcji" - pisze Foxhall na łamach "New York Timesa". "Jeśli Putinowi uda się przekonać Zachód, że Rosja jest niezbędna w walce z Państwem Islamskim, może to przywrócić mu legitymację przez skierowanie uwagi świata na 'wspólną walkę z większym wrogiem', ważniejszą niż rozbieżności w sprawie Ukrainy" - wtóruje mu Borshchevskaya.
Putin wykorzystuje fiasko polityki USA wobec Syrii, niezdecydowanie Obamy w tej kwestii i jego brak spójnej strategii wobec kryzysu na Bliskim Wschodzie w wyniku arabskiej wiosny. Krytycy wypominają prezydentowi, że wycofał wszystkie wojska z Iraku, co ułatwiło ofensywę IS, i nie udzielił wystarczającego wsparcia syryjskiej opozycji na początku wojny. Jako objaw słabości uznano wstrzymanie się Amerykanów w ostatniej chwili przed zapowiadaną interwencją zbrojną po użyciu broni chemicznej przez siły Asada.
Analityczka telewizji Fox News Kathleen McFarland powiedziała, że Rosja zręcznie "wypełnia próżnię" powstającą na Bliskim Wschodzie w miarę wycofywania się stamtąd Ameryki.
Obama postępuje zgodnie z nastrojami opinii, niechętnej wikłaniu się USA w nową wojnę po doświadczeniach Afganistanu i Iraku. Obrońcy jego polityki podkreślają złożoność sytuacji w Syrii. Gesty Rosji w kierunku współpracy z USA w tej kwestii spotykają się z pozytywnym odzewem w kręgach lewicowo-liberalnych - np. "Los Angeles Times" poparł rozmowy z Putinem na ten temat.
Do podjęcia takiej próby zdają się Waszyngton namawiać także kraje zachodnioeuropejskie, sugerując USA, by zerwały w Syrii z doktryną dwóch wrogów: Asada i IS. Europejczykom szczególnie zależy na zakończeniu wojny, głównego źródła napływu uchodźców do Europy.
Prezydent Francji Francois Hollande, który dwa lata temu wzywał do ataków rakietowych przeciw siłom reżimu Asada, nie wygłasza już takich apeli. Brytyjski minister spraw zagranicznych Philip Hammond powiedział, że jego rząd zaakceptuje "kompromisy" z Rosją, godząc się na pozostawienie Asada u władzy. Jeszcze wyraźniej wypowiedział się jego austriacki odpowiednik Sebastian Kurz, mówiąc, że w walce z IS "jesteśmy po tej samej stronie", co syryjski dyktator.