Prezes PiS przestrzelił swoją wypowiedzią o szariacie w Szwecji. Nie zmienia to faktu, że muzułmańskie dzielnice sprawiają tam szwedzkiej policji poważne problemy.
17.09.2015 14:36 GOSC.PL
Po tym, jak Jarosław Kaczyński wspomniał podczas debaty sejmowej o 54 strefach w Szwecji, „w których obowiązuje szariat”, posypały się na niego gromy. Szybko na Twitterze odezwała się Ambasada Szwecji, która stwierdziła, że „Istnieje wiele nieporozumień dot. imigracji do Szwecji, m.in kwestii obowiązującego prawa. Wyjaśniamy: w Szwecji obowiązuje szwedzkie prawo”. AntyPiSowskie (TVN24, NaTemat.pl) media uznały, że sprawa jest pozamiatana i postanowiły nie dociekać, jak się sprawa ma faktycznie.
Tymczasem rację mają po części zarówno szwedzka ambasada, jak i Jarosław Kaczyński. Na terytorium Szwecji nie ma autonomicznych regionów czy gmin, na terenie których, oficjalnie, obowiązywałby szariat. Jednak rzeczywistość jest niestety nieco inna. W październiku ubiegłego roku szwedzka policja opublikowała raport, z którego wynika, że na terenie kraju istnieje 55 obszarów, na terenie których „doświadcza ona problemy z lokalnymi siatkami przestępczymi, które mają negatywny wpływ na społeczność lokalną. Te tereny są zamieszkane głównie przez muzułmańskich imigrantów.
W praktyce „doświadczanie problemów” przez szwedzką policję polega na tym, że nie ma ona wstępu do wspomnianych dzielnic, a gdy jej przedstawiciele próbują tam wjechać, obrzucani są kamieniami i innymi przedmiotami. W efekcie, choć formalnie na tym terenie obowiązuje szwedzkie prawo, w praktyce nie da się go wyegzekwować. Jak donosi wPolityce.pl, swego czasu donosiły o tym zresztą… zarówno TVN24, jak i NaTemat.pl.
Problem z wypowiedzią Kaczyńskiego polega na tym, że wcale nie wiadomo, czy na terenie tych stref obowiązuje prawo szariatu, czy po prostu zwyczajne bezprawie. Z policyjnego raportu w każdym razie to nie wynika, a o szariacie w Szwecji piszą i mówią głównie antyimigracyjni dziennikarze i politycy. Nie zmienia to jednak faktu, że problem przestępczości w dzielnicach zamieszkanych głównie przez muzułmanów jest bardzo poważny. Bierze się on w dużej mierze z tego, że szwedzkie państwo opiekuńcze postanowiło uchodźców i imigrantów… zatulić na śmierć. Dostają sutą pomoc finansową, często miejsce do mieszkania, uczą się języka – i próby ich integracji często się na tym kończą. Z pewnością jest cała masa takich imigrantów, którym ta szczodra opieka wystarczy, jednak jeśli ktoś chce żyć normalnie w Szwecji, a do tego potrzebna jest choćby praca, to ma problem. Bo o tą dla choćby uchodźców trudno, ponieważ aby pracować w wielu nawet prostych zawodach, potrzebne są spore formalne kwalifikacje, o które często trudno.
Warto uczyć się na błędach Szwedów: gdyby okazało się, że musimy przyjąć tysiące chcących mieszkać w Niemczech uchodźców, jak chce tego Bruksela, powinniśmy im umożliwić jak najszybszą możliwość legalnej pracy w Polsce. Jeśli nie uciekną do RFN (w co wierzy chyba tylko Angela Merkel), to pomoże im w odnalezieniu się w nowym kraju.
Stefan Sękowski