Afera podsłuchowa. Koniec śledztwa?

17 września mija termin śledztwa w sprawie tzw. afery podsłuchowej - przedłużono je 17 czerwca o trzy miesiące. Prokurator generalny Andrzej Seremet zapowiadał już wtedy, że nie będzie kolejny raz przedłużane.

"Nie planujemy dalszego przedłużania tego śledztwa" - powiedziała przed tygodniem rzeczniczka prasowa prowadzącej tę sprawę Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prok. Renata Mazur. Jeśli śledztwo zakończy się, to do sądu najprawdopodobniej trafi akt oskarżenia - formalnie jest na to 14 dni od decyzji o zakończeniu sprawy. Według rozmówców PAP, aby nie przedłużać głównego śledztwa, część wątków może zostać wyłączona do osobnych spraw.

Śledztwo ws. podsłuchiwania od lipca 2013 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Zarzuty w nim postawiono czterem osobom - biznesmenowi Markowi Falencie, który według śledczych miał zlecić wykonanie nagrań, jego współpracownikowi Krzysztofowi Rybce oraz wykonującym nagrania dwóm pracownikom restauracji - Łukaszowi N. i Konradowi L. Grozi za to do 2 lat więzienia. Falenta nie przyznaje się do zarzutów.

Prokuratura Generalna podawała w czerwcu, że nagranych zostało przeszło 100 spotkań, w których uczestniczyło około 90 osób. Część czynności w śledztwie prowadziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Seremet informował, że w śledztwie zabezpieczono nośniki informacji, na których zarejestrowane zostały nagrania łącznie 21 spotkań. Pliki z nagraniami rozmów prokuratura otrzymała od dziennikarzy, część pochodziła od CBA, a kilka znaleziono podczas przeszukania u podejrzanych.

W lutym prokuratura poinformowała, że nie udało się odczytać zawartości nośników informatycznych wyłowionych z Wisły. "Uszkodzone nośniki informatyczne wyłowione z Wisły zostały poddane badaniu przez biegłych. Z uwagi na stopień uszkodzenia nośników nie udało się odczytać ich zawartości" - oświadczyła wówczas prokuratura. Nie podano szczegółów. Według mediów nośnik miał zniszczyć i wrzucić do wody jeden z podejrzanych w całej sprawie.

PG informowała również, że w sprawie przesłuchano 240 świadków, dokonano 35 przeszukań i przeprowadzono trzy eksperymenty procesowe. Uzyskano także 19 opinii kryminalistycznych.

Jeszcze w październiku zeszłego roku Seremet pytany przez PAP, czy potwierdzają się słowa o scenariuszu tej sprawy mogącym być "pisanym innym alfabetem" - co ówczesny premier Donald Tusk sugerował w czerwcu 2014 r. - mówił, że "na razie w tej sprawie nic nie wskazuje na to, żeby był jakiś trop zagraniczny, na przykład prowadzący do obcych służb".

Przedłużając śledztwo w czerwcu argumentowano, że prokuratura czeka na pomoc prawną z USA, jednak do tej pory nie uzyskano stamtąd odpowiedzi. Chodziło o informacje od firm komputerowych - część plików ujawnionych nagrań z nielegalnych podsłuchów umieszczona była na amerykańskich serwerach w tzw. chmurze. Skierowany w styczniu do tego kraju wniosek o pomoc prawną dotyczył - jak ujawniono - okoliczności związanych z "rejestracją domeny i aktywnością użytkowników serwisu internetowego, na którym magazynowane były pliki dźwiękowe zawierające bezprawnie podsłuchane rozmowy".

Przed tygodniem prok. Mazur mówiła PAP, że na razie nie przyszła odpowiedź ze Stanów Zjednoczonych, ale "ewentualny brak realizacji wniosku w żaden sposób nie wpłynie na bieg postępowania".

Jak informowano w czerwcu, uzasadniając ostatnie przedłużenie postępowania, prokuratura chciała też przeanalizować nielegalnie nagraną rozmowę szefa CBA Pawła Wojtunika z ówczesną wicepremier Elżbietą Bieńkowską, o której istnieniu mówiło się od początku sprawy, ale jej zapis wypłynął w maju.

Po zakończeniu śledztwa strony będą miały dostęp do całości akt prokuratorskich. W połowie czerwca było ich 37 tomów, w tym trzy z materiałami tajnymi.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi inne śledztwo - w sprawie upublicznienia w czerwcu legalnie wykonanych fotokopii tych akt i postawiła zarzut Zbigniewowi S. Po nielegalnym upublicznieniu tych akt, z funkcji w rządzie zrezygnowały osoby, które - jak mówiła premier Ewa Kopacz - "pojawiają się na taśmach"; zrezygnował też marszałek Sejmu Radosław Sikorski.

« 1 »