Brewiarz made my day – mogą śmiało napisać świeccy, którym literki LG nie kojarzą się jedynie z marką telefonów, ale bliskim im skrótem od liturgii godzin.
Jak w ulu!
À propos pszczół… – Wierzymy, że słowo Boże jest żywe – opowiada Maria Miduch, judaistka, autorka książki „Biografia Ducha Świętego”. – A jest żywe! Hebrajskie „dabar” – „słowo” posiada ten sam rdzeń, co „dwora”, czyli… pszczoła. Słowo Boże jest dynamiczne, jest w ruchu, ma pracę do wykonania. Krąży tak długo, aż wyda owoc…
– Cokolwiek dobrego udało mi się zrobić, to zawsze początkiem była prośba: „Zrób coś, bo ja jestem pusty” – opowiada lider Luxtorpedy Robert Friedrich. – Gdy walczyłem sam, to najczęściej nic z tego dobrego nie wychodziło, a ja byłem totalnie wykończony. Mówię o konkretach, o pisaniu piosenek do Arki, o komponowaniu do Luxtorpedy, o byciu mężem, ojcem. Widzę, że gdy dobrze „zrobimy” z żoną jutrznię, to łatwiej nam jest wejść w dzień, znosić swoje słabości. Bez tego startu wszystko jest bardzo trudne.
– Czy brewiarz ustawia mój dzień? To słowo Boże, więc bez wątpienia będzie ono prorokować i oświetlać. Ale dla mnie brewiarz jest rodzajem lustra. Przeglądam się w liturgii godzin – nie ma wątpliwości Rafał Tichy, autor znakomitej monografii „Ukryte oblicze”, poświęconej mistyce chrześcijańskiej. – Brewiarz wyraża uczucia, myśli, stan ducha, w którym akurat jestem. Ja przeglądam się w psalmach. Nie są one czymś abstrakcyjnym, hymnami napisanymi przed tysiącami lat w Izraelu. Są niesamowicie bliskie. Czy łatwo wejść w brewiarz? Nie, nie oszukujmy się. To czas zmagania. Ja przylgnąłem do niego ponad pięć lat temu i wiem, że to czas walki.
– Odnowa w chrześcijaństwie dokonywała się przez małe wspólnoty. Od czasów Konstantyna dokonywała się przez wspólnoty monastyczne. Od Soboru Watykańskiego II, jak mówi kard. Ratzinger w „Raporcie o stanie wiary”, ten powiew Ducha Świętego dokonuje się w małych wspólnotach – opowiada Tichy. – Ale to już nie są wspólnoty monastyczne! Tym razem są to wspólnoty świeckie! Nie ma już chrześcijaństwa dla elity i szaraczków. Chrześcijaństwo albo jest radykalne, albo go nie ma! W tych nowych wspólnotach ludzie w czasie Adwentu wstają w nocy, by modlić się psalmami… Członkowie drogi neokatechumenalnej nie rozstają się z brewiarzem. I jak często słyszałem od przyjaciół, to zaproponowane przez Kościół słowo jest konkretną odpowiedzią na pytania, które ich nurtowały, wyjaśnieniem sytuacji, które przynosi życie.
– Przed laty wydawało mi się, że moje dynamiczne poszukiwania żywej wspólnoty i ekspresyjnego przeżywania wiary nie pójdą w parze z odmawianiem brewiarza. Okazało się, że myliłem się – wspomina Adam Dylus, od lat zaangażowany w dialog ekumeniczny. – Dziś każdy dzień zaczynam od brewiarza. Być może moja droga odkrywania tej formy modlitwy będzie dla wielu zaskakująca, ale do brewiarza zbliżyłem się, odkrywając… żydowskie korzenie chrześcijaństwa. Przecież brewiarz wywodzi się z liturgii synagogalnej, która układała psalmy w konkretnym ustalonym porządku. Skoro przez tyle wieków naród wybrany modlił się w ten sposób, Bóg musi błogosławić tę formę! I tak rzeczywiście jest. Brewiarz to przecież nic innego jak oddychanie słowem Bożym. To kwintesencja tej modlitwy. Jest ona bardzo uprzywilejowana, powoduje, że przepływa przeze mnie słowo Boże. To nie jest „moje”. To nie produkcja mojej wyobraźni, emocji… Jeśli pozwalam słowu przepływać przez moje życie, ono wykonuje wielką pracę, jestem tego pewien.
W jaki sposób protestanci patrzą na brewiarz? Czy nie obchodzą szerokim łukiem tego „ultrakatolickiego patentu”? – pytam Adama Dylusa. – Nie. Często go po prostu nie znają. Ważne, w jaki sposób opowiadamy o tym zaproponowanym przez Kościół sposobie modlitwy. Gdy opowiadasz o liturgii synagogalnej, o kontekście żydowskim, otwierają ze zdumienia usta i mówią: rzeczywiście tak jest! Znam świetnie pastora z Puław, Jarka Batora, który regularnie odmawia brewiarz. Porusza mnie historia zza oceanu z Domu Modlitwy w Austin. To miejsce, gdzie nieustannie oddaje się Bogu chwałę, „dziecko” IHOP-u z Kansas. Ten dom modlitwy prowadzony jest przez małżeństwo Amy i Thomasa Cogdellów. Oboje byli protestantami. Na pewnym etapie swego życia Amy bardzo mocno poczuła, że Bóg pociąga ją do Kościoła katolickiego. To długa, fascynująca opowieść. Została katoliczką, a Thomas pozostał protestantem. Jaki jest efekt tego mariażu? W tym dynamicznie działającym Domu Modlitwy obok bardzo ekspresyjnej modlitwy protestanckiej, nowocześnie zaaranżowanych pieśni wielbienia zaczęto wprowadzać różne elementy, które są dziedzictwem Kościoła katolickiego: modlitwę w ciszy czy właśnie brewiarz. W Austin brewiarz jest częścią tej nieustannej modlitwy (24/7), a liturgię godzin odmawiają wspólnie i katolicy, i protestanci.
Marcin Jakimowicz