Polacy mają prawo oczekiwać wyjaśnień od polityków (każdej partii). Mają też prawo oczekiwać, że dziennikarze będą z taką samą dociekliwością badali kilometrówki zarówno polityków PiS, jak i PO.
25.08.2015 08:42 GOSC.PL
Okładkowy temat "Newsweeka" ws. poselskich podróży Andrzeja Dudy do Poznania na kwotę 11 tys. zł. jest śmieszny i smutny jednocześnie. Dlaczego?
Śmieszny, bo obnaża głębokie zaangażowanie partyjne redaktora Tomasza Lisa i spółki. Tygodnik prowadzony przez Lisa wyciąga na okładkę niejasne podróże na kwotę 11 tys zł. i wprost sugeruje, że prezydent, jeszcze jako poseł PiS, wyłudzał publiczne pieniądze na prywatne podróże. I nie sam fakt tych podróży jest śmieszny, ale stopień zaangażowania Tomasza Lisa w walkę z niewygodnym dla niego politykiem. Najpierw, tuż przed II turą wyborów prezydenckich, redaktor Lis obśmiewa Dudę, cytując fałszywe konto twitterowe jego córki. Teraz na okładkę wyciąga podróże za 11 tys. To drugie działanie byłoby może i szlachetne, gdyby nie fakt, że "Newsweek" nie zająknął się ani słowem na temat prywatnych lotów na kwoty kilkuset tysięcy złotych marszałka Senatu Bogdana Borusewicza (PO), pustego samolotu rządowego, który latał po Polsce za podróżującą koleją premier Ewą Kopacz (na wypadek gdyby obcowanie z wyborcami jednak ja zmęczyło), co mogło kosztować około 100 tys. zł, czy zwrotu kosztów paliwa do prywatnego samochodu ministra Sikorskiego (podczas gdy do wykonywania funkcji przysługiwał mu rządowy pojazd). Wtedy wszystko było OK, bo wtedy kasę podatników (wielokrotnie większą) doili sami swoi. I chociaż - o ile poseł Duda rzeczywiście latał do Poznania w celach wyłącznie prywatnych - wyjaśnienia Polakom się należą, to Tomasz Lis i "Newsweek" zrobili z igły widły. Bo wszyscy doskonale wiedzą, że taka praktyka jest wśród polskich parlamentarzystów powszechna. Ktoś w kancelarii Sejmu takie kwity podpisuje, a problem wynika z zapisu ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, w której czytamy, że "poseł i senator ma prawo, na terenie kraju, do bezpłatnego przejazdu środkami publicznego transportu zbiorowego oraz przelotów w krajowym przewozie lotniczym, a także do bezpłatnych przejazdów środkami publicznej komunikacji miejskiej". I w zapisie tym nie ma ani słowa, że przejazdy i przeloty muszą dotyczyć spraw poselskich. Z pewnością natomiast dotyczy okresu, w którym poseł czy senator sprawuje swój mandat, czyli kadencji parlamentu, na którą został wybrany. Przewinienie jest więc takie samo, jakby zarzucić Tomaszowi Lisowi, że przyjął wynikającą z warunków zatrudnienia premię.
Jest jeszcze druga strona medalu - ta smutna. Chociaż afera jest nadęta i nikt z głową na karku i sprawnymi oczami nie podejrzewa Lisa i spółki o troskę o publiczne pieniądze i etykę w polityce, to jednak sprawa stała się publiczna i wypadałoby, aby została jakoś wyjaśniona. I chociaż prawo (i Kancelaria Sejmu) de facto na takie podróże zezwala, a w mediach pojawiły się już konkretne wyjaśnienia wielkopolskich podróży przyszłego prezydenta (udział jako poseł w spotkaniach Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego i praca nad projektem zmian w Kodeksie Karnym), to wypadałoby, żeby do sprawy odniosła się Kancelaria Prezydenta RP. I to nie w sposób ogólnikowy, tak jak to się stało w poniedziałkowe popołudnie, ale konkretnie. Mamy prawo usłyszeć wyjaśnienia Kancelarii Prezydenta. Nieważne, z jakiej jest partii i czy dotyczą "kilometrówek" czy fundacji "Pro Civili".
Wojciech Teister