Niemcy i Francja bronią interesów. Skądże, nie tylko swoich. Również rosyjskich.
19.08.2015 11:50 GOSC.PL
Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" napisał o irytacji wśród ukraińskich polityków. Wywołały ją naciski przywódców Niemiec i Francji na parlament w Kijowie, by ten zmienił ustawę o decentralizacji władzy tak, by była zgodna... z oczekiwaniami Rosji, ma się rozumieć. Oczywiście chodziło o zapewnienie wpływu Moskwy na regiony opanowane przez tzw. separatystów.
Dzień przed głosowaniem sama niemiecka kanclerz i francuski prezydent mieli dzwonić do szefa ukraińskiego parlamentu i wyraźnie domagać się zapisu, który w praktyce jest na rękę Rosjanom. Nacisk, jeśli faktycznie był – a tak twierdzi wiceprzewodnicząca parlamentu Ukrainy – okazał się skuteczny: w ostatniej chwili wprowadzono zmianę, która mówi, że "kształt lokalnego samorządu w określonych rejonach obwodów donieckiego i ługańskiego ustalony zostanie w odrębnej ustawie".
Tymczasem okazuje się, że projekt "odrębnej ustawy" już istnieje: daje on Moskwie wszystko to, czego się domagała: samorząd dla obszarów opanowanych przez separatystów wraz z własną milicją oraz uprzywilejowanymi relacjami z Rosją.
To jasne, że Rosja jest potrzebna Zachodowi na dłuższą metę: nie tylko z powodu kontaktów gospodarczych, ale również dla skutecznego rozgrywania konfliktów, choćby na Bliskim Wschodzie. Nie miejmy jednak złudzeń, że dla tych interesów wielcy tego świata są gotowi poświęcić tylko Ukrainę. Pogląd polskiego prezydenta wyrażony w pierwszym zagranicznym wywiadzie, że NATO (a raczej jego najsilniejsi gracze) traktuje Polskę wyłącznie jako strefę buforową (w domyśle: a nie kraj, którego NATO będzie bronić), wcale nie jest przesadzony.
Jacek Dziedzina