Paweł Kukiz nie chce współtworzyć rządu, woli walczyć o konkretne sprawy. Nie rozumie, że to się wzajemnie wyklucza.
18.08.2015 17:42 GOSC.PL
- Po co mi koalicja? Koalicja to skok na stanowiska i kasę. A mi chodzi o konkretne sprawy, o konkretne ustawy. Będziemy składać własne projekty, albo poprzemy projekty innych bez wchodzenia do rządu. Jesteśmy gotowi do kompromisów, żeby osiągnąć najważniejsze dla nas kwestie - mówi Paweł Kukiz w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” pytany o to, czy jego ruch jest gotowy wejść do koalicji rządzącej po wyborach. I w ten sposób wykazuje się kompletną nieznajomością polityki.
Przyjmijmy, że Ruch Kukiza wchodzi do sejmu. Zwycięski PiS (albo PO) proponują muzykowi koalicję, ten odmawia. Zwycięska partia przez krótki czas próbuje rządzić samodzielnie w mniejszości, ale nie mogąc liczyć na stabilną lojalność kukizowców (pozostałe partie będą konsekwentną, jednoznaczną opozycją), dobiera sobie do rządu PSL. I wspólnie z ludowcami uchwala konkretne ustawy, „antysystemowcy” mogą sobie do woli głosować przeciw i tak nic nie zmienią. A gdy zgłaszają własne projekty, PiSowski (albo Platformiany) marszałek wkłada je do "zamrażarki", względnie rządząca większość odrzuca je w pierwszym czytaniu.
Bo tak to właśnie w praktyce działa. Zdecydowana większość projektów ustaw powstaje w rządzie, sejm zaś służy do ich przyklepywania. Czasem udaje się stworzyć większość dla jakiegoś poselskiego, prezydenckiego bądź obywatelskiego projektu - ale to z reguły wtedy, gdy służy to w jakiś sposób rządzącej ekipie, bądź jej części, która dla własnej korzyści wyłamuje się ze współpracy z koalicjantem. Tego niestety się nie zmieni, bo tak jest skonstruowany nasz system polityczny.
Nie podoba mi się to, ale tak jest. Można obrażać się na to, tupać i wrzeszczeć, że koalicja to „skok na stanowiska”, ale ktoś rządzić musi - i jeśli jako szef ugrupowania uważa się, że ma się ludzi, którzy się do tego nadają, to się nimi te stanowiska obsadza. Można oczywiście w kampanii ukrywać swoje preferencje koalicyjne, jeśli się je ma, choć może nie jest to do końca uczciwe, ale mówienie o tym, że idzie się do polityki po to, by być w konstruktywnej opozycji świadczy o głębokim niezrozumieniu jej prawideł.