Leży mi ciężarem na sercu „rozdwojenie” mojego Kościoła. Jego mowa, która nie znaczy „Tak, Tak”, „Nie, Nie”, ale w zależności od tego, co kto lubi. Dla jednych „Tak”, a dla innych „Nie”.
W ostatnich miesiącach nasza władza ustawodawcza „nadrobiła” zaległości z całego ośmioletniego okresu, daj Boże, kończących się rządów. I zafundowała nam, obywatelom, ustawy sprzeczne z logiką, faktami życia codziennego, prawem naturalnym i prawem boskim. Mowa tu oczywiście o Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, i ustawie o in vitro (w kolejce czeka ustawa o uzgodnieniu płci i pewnie wracająca jak bumerang ustawa o związkach partnerskich). Mimo protestów wielu środowisk, w tym Kościoła, ówczesny prezydent RP Bronisław Komorowski ratyfikował konwencję i podpisał ustawę.
Jakie jest echo tych działań w Kościele? Posiłkując się tylko Gościem Niedzielnym:
a) prezydent RP Bronisław Komorowski popełnił grzech ciężki i jest przyczyną zgorszenia - In-vitro: Szef Rady Prawnej KEP o Komunii dla Prezydenta i posłów
b) prezydent RP Bronisław Komorowski był mężem stanu, dobrym katolikiem i został skrzywdzony i pomówiony przez ludzi Kościoła - Msza za Bronisława Komorowskiego
Ból sprawia mi to, co się dzieje teraz z ludźmi, władzą i ich pomysłami na uszczęśliwienie nas wszystkich i ogarnia mnie obawa o przyszłość moich dzieci. Ale jeszcze bardziej boli mnie w tak trudnym czasie brak jedności mojego Kościoła i całkowicie sprzeczne idące z niego komunikaty.
Czy ma to znaczenie dla wiernych? Ma, wielu nawet sobie nie zdaje sprawy, jak wielkie ma znaczenie i jak może zaciążyć nad zbawieniem wielu wiernych. Mogę to pisać, bo widzę to w swojej rodzinie. Moja mama co tydzień chodzi do kościoła, co dzień odmawia różaniec, a Pana naszego Jezusa uważa za najważniejszego w swoim życiu. I jednocześnie głosuje na PO, prezydenta RP Bronisława Komorowskiego uważa za najlepszego jakiego mieliśmy, a te wszystkie ustawy za dobre i potrzebne ludziom. Próbuję z mamą rozmawiać, modlę się w jej intencji ale... mam poważnego wroga w walce o jej życie i zbawienie – głos… ludzi mojego Kościoła.
Gorzkie słowa na gorzkie czasy.
Przeżyłem już trochę lat, przeszedłem przez wiele doświadczeń życiowych, mam żonę, czwórkę dzieci i wszystkie z tym związane radości i problemy. Nie jest dla mnie problemem ustawiczne wiązanie końca z końcem każdego miesiąca, brak wyjazdów na wypoczynek w czasie urlopu i noszenie ubrań aż się rozlecą (kolejno przez wszystkie dzieci). Spływa po mnie dwugodzinny dojazd do pracy, bo w miejscu gdzie mieszkam, polikwidowano zakłady pracy, cieszę się tym, że codziennie jestem w domu. Częste choroby, alergie dzieci i związane z tym nerwy żony przyjmuję od Boga w pakiecie bez szemrania, bo tak naprawdę nie spotkało nas nigdy prawdziwe nieszczęście. Mam ogromne problemy ze spaniem (rodzinna przypadłość) i dwa stare, stale psujące się auta na głowie. I mimo to wstawałbym codziennie z buzią roześmianą od ucha do ucha. Byłoby tak, gdyby nie to, że ogromnie boli mnie to postępujące niszczenie wartości, godności i życia ludzkiego, i brak jedności ludzi mojego Kościoła w ich obronie.
Nazwisko autora znane redakcji