Prezydentura jest łatwa, jeśli się jest Bronisławem Komorowskim i trudna, jeśli się jest Andrzejem Dudą.
06.08.2015 08:50 GOSC.PL
Gdy wybrano Andrzeja Dudę na prezydenta, zszokowani i wściekli przedstawiciele establishmentu i ich wierni dziennikarze niemal nazajutrz domagali się od niego „wyników”. Jeszcze nie zaczął urzędowania, jeszcze nawet nie zdążył odespać kampanii wyborczej, a już miał „rozliczyć się ze swoich obietnic”. Domagali się tego ci sami ludzie, którzy zwykli celebrować „sto dni” spokoju dla swoich pryncypałów, przysługujące zwyczajowo osobom obejmującym ważne stanowiska państwowe.
Już tylko z tego widać, że Andrzej Duda w najmniejszym stopniu nie może liczyć na życzliwość mediów „głównego nurtu”, jaką cieszył się Bronisław Komorowski i jaką cieszy się na przykład Ewa Kopacz. Duda nigdy nie usłyszy (na szczęście) czegoś podobnego do tego, co z ust Moniki Olejnik usłyszał Donald Tusk po wyborze na przewodniczącego Rady Europejskiej: „Panie premierze, wszyscy dziennikarze są za panem”.
Nowemu prezydentowi będzie bardzo ciężko, bo najbardziej wpływowe media są po prostu zdominowane przez ideologiczną lewicę, która wysypki dostaje na sam dźwięk słów takich jak „wartości chrześcijańskie”. I ci ludzie, choć może są i przekonani o swoim „obiektywizmie”, będą realizowali swoją linię ideową. I nie pominą u Dudy żadnego szczegółu, który nadałby się do wyśmiania, a jeśli się nie nada, to się coś stworzy – jak „borubara” przyklejonego Lechowi Kaczyńskiemu. To nie będzie żadne relacjonowanie wydarzeń, to będzie antyprezydencka propaganda, wycelowana także w PiS, w kontekście nadchodzących wyborów parlamentarnych.
Że takie rzeczy mogą być skuteczne, wiemy dobrze – do dziś mnóstwo ludzi zachowało krótkie rządy PiS w pamięci jako czas terroru i „podpalania Polski”. Miało być tak strasznie, że aż Robert Biedroń zaczął się uczyć szwedzkiego. I choć nie było wtedy afer choćby w małym stopniu porównywalnym z aferą hazardową czy podsłuchową, to właśnie tamten krótki okres rządów PiS na niemal dekadę wrył się w świadomość społeczną jako czas apokalipsy.
Jak będzie tym razem? Nie wiadomo. Po pierwsze, społeczeństwo najwyraźniej uodporniło się na tradycyjne straszaki. Po drugie, Andrzej Duda wydaje się być człowiekiem bardzo trudnym do ośmieszenia lub zrobienia zeń potwora. Wynika to chyba ze względów osobowościowych – a to w dzisiejszych czasach bywa rozstrzygające.
Tak czy owak – od dziś dla Andrzeja Dudy zaczyna się bardzo ciężki czas. Nie będzie miał żadnej taryfy ulgowej i będzie ostro rozliczany ze wszystkiego. Ale może to nawet dobrze. Bo po poprzedniku widzieliśmy, że oficjalne uznanie, oficjalne zaufanie, oficjalny poklask – rozleniwiają i usypiają. I to może nawet dobrze, że uśpiły poprzednika Andrzeja Dudy, bo przy jego poglądach mógłby podpisać wszystko. A gdy spał, to nie był taki aktywny, jak po wyborach, po których się obudził na dobre – i zdążył sporo napsuć.
Nie wiadomo, jak będzie z Andrzejem Dudą. Na pewno nie jest mesjaszem, jak to zdają się sugerować niektóre środowiska. Ale zdaje się, że jest sobą. I zdaje się, że ma poglądy zasadniczo zgodne z prawem naturalnym. To daje duże nadzieje. Czy ta ocena jest zgodna z prawdą – wyjdzie w praniu. A pranie będzie solidne, oj solidne.
Franciszek Kucharczak