Kazachski senator Kuanysz Aitachanow odnalazł w Braniewie na Warmii grób swojego brata poległego w 1945 r. To jedna z kilkunastu osób, które przyjechały w tym roku z krajów b. ZSRR na braniewski cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej, by poznać wojenne losy bliskich.
Jak powiedział PAP administrator cmentarza w Braniewie Zbigniew Dalak, miejsce pochówku brata kazachskiego polityka ustalono dopiero w lipcu tego roku, dzięki informacjom przesłanym przez PCK. Kilkanaście dni później ambasada tego kraju zwróciła się do władz miasta o wskazanie grobu i udostępnienie dokumentów. Na cmentarz przyjechali przedstawiciele służb dyplomatycznych, towarzyszył im senator Kuanysz Aitachanow i jego żona.
Goście złożyli kwiaty i zmówili modlitwę przy wskazanym im grobie. Rozsypali też ziemię przywiezioną z Kazachstanu. Potem pojechali w okolice nieistniejącej już wsi Rusewo, gdzie według odnalezionych dokumentów zginął 24-letni mł. lejtnant gwardii Walichan Kulmachanow. W latach 50. jego szczątki - podobnie jak wielu innych czerwonoarmistów, poległych w dawnych Prusach Wschodnich - ekshumowano i przeniesiono do jednej ze zbiorowych kwater na braniewskiej nekropolii.
Zdaniem komendanta braniewskiej straży miejskiej Andrzeja Karpińskiego, który oprowadzał gości, senator Aitachanow był wzruszony i zadowolony, że 70 lat po wojnie udało mu się odnaleźć i odwiedzić grób brata. "Cieszę się, że mogłem wypełnić taką misję. Każdemu zmarłemu bez względu na narodowość należy się szacunek, a rodziny chciałyby wiedzieć, że groby ich bliskich są otoczone opieką" - powiedział komendant.
W rozmowie z PAP Karpiński przyznał, że nie wypytywał gości o szczegóły pokrewieństwa z poległym żołnierzem. Senator mówił tylko, że jest bratem lejtnanta Kulmachanowa. Mają jednak różne nazwiska, a z informacji zamieszczonych na stronie kazachskiego parlamentu wynika, że polityk urodził się dwa lata po jego śmierci. Może to sugerować, że byli braćmi ciotecznymi lub przyrodnimi. Obaj pochodzą z okolic Otyraru, miasta w obwodzie południowokazachstańskim, graniczącym z Uzbekistanem.
Kulmachanow został zmobilizowany do Armii Czerwonej w grudniu 1941 r., wcześniej pracował w kołchozie Stalinabad. Służył w pułku artylerii samobieżnej. Zginął 23 lutego 1945 r., gdy między Braniewem a Pieniężnem trwały zacięte walki, a Rosjanie usiłowali odepchnąć okrążone wojska niemieckie od Zalewu Wiślanego.
Sowieckie jednostki frontowe grzebały swoich poległych w miejscach stoczonych walk, zwykle w zbiorowych mogiłach przy drogach, a w miastach głównie w parkach i skwerach blisko centrum. Dlatego po wojnie szczątki z takich prowizorycznych miejsc pochówku polska administracja musiała przenosić na cmentarze wojenne. Przy ekshumacjach sporządzano dokładną dokumentację, w tym tzw. "paszporty" poległych. Informacje o żołnierzach uzyskiwano jedynie z ustawionych na mogiłach tabliczek imiennych, przedmiotów znalezionych przy szczątkach lub relacji okolicznych mieszkańców.
Zdaniem historyka amatora z Towarzystwa Miłośników Braniewa Wojciecha Jaroszka, sowieckie dowództwa nie liczyły się ze swoimi poległymi, bo nie zadbały o ich przyszłą identyfikację. Nie pozostawiły list poległych, a wielu pochowanych nie miało nieśmiertelników, stąd większość z nich do dzisiaj pozostaje bezimiennymi.
Braniewski cmentarz wojenny jest uważany za największy w Europie pod względem liczby pochowanych czerwonoarmistów. W 250 zbiorowych i 20 pojedynczych kwaterach spoczywają tutaj szczątki 31 tys. 237 żołnierzy, tylko 4 tys. 151 z nich to osoby o ustalonej tożsamości.
Według historyka, pierwsze osoby poszukujące swoich bliskich zaczęły przyjeżdżać do Braniewa - mimo trudności z przekraczaniem granicy - jeszcze w czasach ZSRR. W rozmowie z PAP Jaroszek wspominał, że w połowie lat 80. jego rodzice gościli w domu starszego Rosjanina. "Przyszedł po pomoc do placówki PCK, gdzie pracowała moja matka. Radzieccy pogranicznicy zabrali mu prawie wszystko. Był z daleka, gdzieś zza Uralu. Podróżował tygodniami, żeby dotrzeć na grób ojca" - mówił.
Jaroszek zebrał historie kilku takich poszukiwań. Jedna z nich znalazła się w reportażu rosyjskiej telewizji - opowiadała o Igorze Michajłowie, który przez 20 lat szukał grobu stryja. Wiedział o nim tylko tyle, że w wieku 18 lat zginął gdzieś w Prusach Wschodnich. Ostatecznie udało się ustalić, że jego bliski spoczywa w kwaterze nr 2 braniewskiego cmentarza. Podobnie było w przypadku rodziny st. lejtnanta Iwana Sankina, która odnalazła i odwiedziła jego grób w 2012 r.
"Co roku zgłasza się do nas po kilkanaście osób, które poszukują swoich poległych przodków. Tak jest już od kilku lat, wcześniej były to pojedyncze przypadki" - powiedział PAP administrator cmentarza. Jak dodał, takie osoby powinny najpierw przysłać list, kogo szukają. "Przeglądamy wtedy ewidencję imienną i potwierdzamy lub zaprzeczamy, że taka osoba jest tutaj pochowana" - wyjaśnił.
Utrzymaniem cmentarza wojennego w Braniewie zajmuje się strona polska, np. wojewoda warmińsko-mazurski przekazuje na ten cel ok. 20 tys. zł rocznie. Tylko w latach 2006-13 na renowację rosyjskich i radzieckich miejsc pamięci w całym kraju Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa przeznaczyła ponad 5,5 mln zł.