Turcja kontynuowała w niedzielę ofensywę przeciwko bojownikom Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) w północnym Iraku. PKK przyznała się z kolei do przeprowadzenia samobójczego zamachu, w wyniku którego zginęło dwóch tureckich żołnierzy w prowincji Diyarbakir.
W niedzielę wieczorem tureckie myśliwce F-16 wystartowały z bazy w Diyarbakir na południowym wschodzie kraju, żeby przeprowadzić kolejne uderzenia na pozycje kurdyjskich separatystów w górach Kandil na północy Iraku.
Do najnowszych ataków doszło po zamachu na przejeżdżający pojazd wojskowy z użyciem samochodu pułapki i ładunków wybuchowych umieszczonych przy drodze w pobliżu zamieszkanego głównie przez Kurdów miasta Diyarbakir. Następnie wojskowy patrol został ostrzelany z karabinów. W wyniku tego zdarzenia zginęło dwóch tureckich żołnierzy, a czterech zostało rannych - podała turecka armia.
W związku z atakiem zatrzymano co najmniej sześciu ludzi - poinformowała agencja Dogan.
To pierwszy znaczący akt przemocy ze strony PKK po ogłoszeniu w sobotę wygaśnięcia rozejmu z władzami w Ankarze.
PKK, którą Ankara i Waszyngton uważają za organizację terrorystyczną, oskarża umiarkowanie islamski turecki rząd o potajemne sprzyjanie dżihadystom z Państwa Islamskiego (IS) na szkodę Kurdów w Syrii.
Turecki premier Ahmet Davutoglu, cytowany w nocy z niedzieli na poniedziałek przez tureckie media, oświadczył, że Ankara nie ma zamiaru wprowadzać do Syrii wojsk lądowych, ale zgadza się z USA co do konieczności zapewnienia ochrony umiarkowanym bojownikom walczącym tam z Państwem Islamskim. Davutoglu powiedział podczas spotkania z tureckimi dziennikarzami, że działająca w Syrii i powiązana z PKK Kurdyjska Partia Unii Demokratycznej (PYD) "może znaleźć miejsce w nowej Syrii", jeśli nie będzie stać na przeszkodzie działaniom Turcji, zerwie wszystkie powiązania z reżimem Baszara el-Asada w Damaszku i podejmie współpracę z siłami opozycyjnymi.
Turcja, długo unikająca zaangażowania w konflikt z Państwem Islamskim, rozpoczęła w piątek ofensywę przeciwko dżihadystom w Syrii po przypisywanym im zamachu samobójczym w Suruc, przy syryjskiej granicy, w którym zginęło 20 lipca 32 ludzi. Jednocześnie tureckie władze otworzyły drugi front przeciw kurdyjskim rebeliantom z PKK po serii ataków na tureckie siły bezpieczeństwa. We wtorek kurdyjski ruch przyznał się do zabójstwa dwóch policjantów, w odwecie za zamach w Suruc, którego ofiarą padli prokurdyjscy działacze.
Na wniosek Ankary we wtorek odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie państw NATO w celu omówienia sytuacji w Turcji.
Ataki na pozycje PKK w Iraku grożą podkopaniem mającego zakończyć konflikt kurdyjski procesu pokojowego podjętego przez Ankarę w 2012 roku. W wyniku konfliktu kurdyjskiego w Turcji w ciągu ponad 30 lat zginęło ok. 45 tys. ludzi, głównie Kurdów.
W sobotę na stronie PKK ukazało się oświadczenie, w którym bojownicy oznajmili, że rozejm z Ankarą "nie ma już sensu". Rzecznik PKK Bachtiar Dogon powiedział, że prezydent Turcji Recep Tayyip "Erdogan chce znowu wciągnąć Kurdów w wojnę". Także opozycyjni politycy i krytycy Erdogana zarzucają szefowi państwa, że rozpoczęta kampania przeciwko IS jest w rzeczywistości przykrywką dla rozprawy z Kurdami.