Związkowcy z PZL Świdnik będą zbierać podpisy pod obywatelskim projektem ustawy, która przy zamówieniach dla polskiej armii wprowadzałaby warunek produkcji w Polsce. Wiceszef MON Czesław Mroczek uważa, że jest to pomysł chybiony i szkodliwy dla konkurencyjności zbrojeniówki.
Zdaniem Mroczka wprowadzenie pomysłu w życie de facto bardzo niekorzystnie odbiłoby się na konkurencyjności polskich zakładów. "Jeżeli nie będziemy konkurencyjni, to nigdy nie będziemy eksportować. To tak naprawdę zatrzymałoby rozwój polskiego przemysłu obronnego. W istocie taka ustawa uderza w ten przemysł" - powiedział PAP wiceminister.
Jak dodał, polska zbrojeniówka musi mieć świadomość, że jej przyszłość zależy od posiadania produktów konkurencyjnych na świecie. "Jeżeli chce się ograniczyć swoją przyszłości do produkowania dla naszych sił zbrojnych i obojętnie, co wyprodukuje, to wojsko będzie musiało to kupić, bo jest taka ustawa, to to jest po prostu nie mądre" - uważa Mroczek.
Projekt związkowców to reakcja na decyzje ws. przetargu na śmigłowce dla wojska. Oferty PZL Świdnik - a także PZL Mielec - odpadły w kwietniu w przetargu na śmigłowce dla polskiego wojska. Do etapu testów i do końcowych negocjacji zakwalifikowało ofertę Airbus Helicopters.
Związkowcy ze Świdnika i Mielca od kilku miesięcy protestują przeciwko tej decyzji, argumentując, że dyskryminuje ona polskich pracowników. Obecnie w PZL Świdnik trwa program dobrowolnych odejść z pracy; może z niego skorzystać 100 osób. Program dobrowolnych odejść przeprowadzono już w PZL Mielec - skorzystało z niego ponad 400 pracowników.
O projekcie ustawy o wzmocnieniu przemysłowego potencjału obronnego Rzeczypospolitej Polskiej przedstawiciele pięciu związków zawodowych działających w PZL-Świdnik poinformowali w czwartek na konferencji prasowej w Świdniku. Proponowane przez nich przepisy wprowadzałaby przy zakupach sprzętu dla polskiego wojska obowiązek stosowania przez rząd kryterium produkcji na terytorium Polski.
"Jeśli mamy w Polsce firmę lub firmy produkujące sprzęt taki, jaki wojsko chce zamówić, to w pierwszej kolejności ministerstwo powinno skierować swoją ofertę do takich firm w kraju" - tłumaczył przewodniczący NSZZ Solidarność w PZL Świdnik Andrzej Kuchta.
W przypadku, gdy zrealizowanie takiego zamówienia w kraju nie byłoby możliwe, oferta mogłaby być skierowana do podmiotów zagranicznych. "Warunek jest jednak taki, że ten podmiot zagraniczny musi zawiązać np. spółkę i uruchomić produkcję na terytorium Polski" - dodał Kuchta.
Spółki czy konsorcja mogłyby być tworzone ze spółkami Skarbu Państwa lub innymi partnerami. W ten sposób do Polski - według związkowców - wraz z przeniesieniem zdolności produkcyjnych trafiałyby nowe technologie, wiedza i know-how, co może wzmocnić polską gospodarkę i pomóc jej się rozwijać. Nowe rozwiązania ustawowe zapewniałyby też miejsca pracy.
"Tak robi cały świat. Wszystkie kraje promują przede wszystkim własny przemysł. Ta nasza inicjatywa pomoże całemu przemysłowi obronnemu, biorąc pod uwagę zapowiedzi modernizacji polskiej armii i wpompowania potężnych środków podatników w zakupy dla naszej armii. Jeśli już inwestujemy, to róbmy to z głową" - powiedział przewodniczący Związku Zawodowego Inżynierów i Techników w PZL-Świdnik Piotr Sadowski.
Według związkowców projekt ustawy jest zgodny z prawem Unii Europejskiej. Powołują się m.in. na art. 346 Traktatu o funkcjonowaniu UE, który mówi, że każde państwo członkowskie może udzielać zamówień w obszarze obronności w taki sposób, aby chronić swoje podstawowe interesy bezpieczeństwa.
Zdaniem wiceministra Mroczka zakłady ze Świdnika i Mielca próbują wygrać postępowanie, w którym złożyły oferty niezgodne z wymaganiami MON. "Projekt tej ustawy jest przedziwnym przejawem takiego myślenia" - ocenił Mroczek. Jego zdaniem propozycja związkowców jest niezgodna z prawem krajowym i europejskim.
Wiceszef MON podkreślił, że resort w ostatnich latach skutecznie wspiera polski przemysł, wykorzystując możliwość ograniczenia konkurencyjności, gdy pozyskanie danego uzbrojenia lub sprzętu jest związane z podstawowym interesem bezpieczeństwa państwa. Dzięki temu w MON trwają procedury pozyskania w krajowym przemyśle sześciu okrętów i rozpoznawczych bezzałogowców. Dostawcom zagranicznym - mówił Mroczek - narzucono konieczność uwzględnienia polskiego przemysłu także w przypadku artylerii rakietowej dalekiego zasięgu i morskiej jednostki rakietowej. Również w przetargu na śmigłowce konkurencja była ograniczona, a MON nałożyło na oferentów wymóg zbudowania zdolności do utrzymania sprzętu w państwowych zakładach w Łodzi.
"Zgodnie z prawem, skutecznie wspieramy polski przemysł, ale nie z powodów czysto ekonomicznych, ale z powodu bezpieczeństwa państwa. Oczywiście to jest ekonomicznie bardzo korzystne dla polskiego przemysłu" - przypomniał wiceszef MON.
W przyszłym tygodniu związkowcy zamierzają zawiadomić marszałek Sejmu o powstaniu Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej oraz przekazać jej projekt dokumentu, pod którym następnie będą musieli zebrać 100 tys. podpisów poparcia.
Inicjatywa ustawodawcza związkowców to kolejna reakcja na decyzję ws. przetargu na śmigłowiec dla polskiego wojska. Do etapu testów wybrano maszynę oferowaną przez Airbus Helicopters - H225M (wcześniej znany jako Eurocopter EC725 Caracal). Odrzucono dwa inne śmigłowce - Black Hawk amerykańskiej korporacji Sikorsky i jej polskiego zakładu PZL Mielec oraz AW149 proponowany przez PZL-Świdnik i jego właściciela - grupę AgustaWestland.
W czerwcu PZL Świdnik pozwał do sądu Inspektorat Uzbrojenia MON, domagając się zakończenia postępowania bez wyboru oferty.
Decyzja MON o wyborze Caracala wywołała liczne protesty wśród związkowców i załóg zakładów w Mielcu i Świdniku, które konkurowały z Airbus Helicopters, a także samorządowców regionów lubelskiego i podkarpackiego. Poparcie dla rozstrzygnięcia wyrazili natomiast związkowcy z WZL nr 1 w Łodzi, gdzie (oraz w zakładach w Radomiu i Dęblinie) Airbus Helicopters obiecał inwestycje i miejsca pracy.
W PZL-Świdnik trwa program dobrowolnych odejść z pracy. Jest on - jak tłumaczyli związkowcy - konsekwencją zmiany modelu biznesowego firmy, na co, w ich ocenie, miało wpływ również odrzucenie oferty PZL-Świdnik w przetargu.
Kuchta powiedział, że z programu dobrowolnych odejść może skorzystać maksymalnie 100 osób. Dotyczy on osób, które mają uprawnienia do emerytury, renty i świadczenia przedemerytalnego. Mogą one otrzymać odprawy w wysokości do 15-miesięcznej pensji. Chętni mają się zgłaszać do końca lipca. "Z tego co wiemy, jest w tej chwili około 70 osób zainteresowanych tym odejściem" - dodał Kuchta.