Od dopalaczy uzależnił się błyskawicznie. Rozwaliły mu serce, zniszczyły psychikę. Miał halucynacje: widział ludzi z wycelowanymi w niego karabinami. Kiedy tykał zegar, słyszał: "Zabić, zabić…".
Z Maćkiem spotykamy się w jednym z rybnickich szpitali. Przystojny 33-latek, inteligentny, błyskotliwy. Na oddziałach szpitalnych spędził już wiele tygodni. To efekt zażywania dopalaczy. - Od 17 lat jestem narkomanem - wyznaje. - 10 lat brania amfetaminy, extasy i innych narkotyków nie zniszczyło mnie tak bardzo jak półtora roku zażywania dopalaczy.
Tylko ten jeden raz
Po raz pierwszy zetknął się z narkotykami, kiedy miał 14 lat. Wyjechał na wakacje do wujka do Warszawy i tam poznał ludzi, którzy poczęstowali go amfetaminą. To miało być tylko ten jeden raz, żeby spróbować. Wrócił do domu, do szkoły. - Nie szukałem okazji, wcale nie chciałem tego powtarzać - zapewnia. - Tak się jednak stało, że znów spotkałem ludzi, którzy mieli dostęp do amfetaminy. Zacząłem ją zażywać coraz częściej. Najpierw sporadycznie, raz w miesiącu. Nawet nie zauważyłem, kiedy ćpałem już co weekend, potem ciągiem przez trzy, cztery dni. Jego życie zaczęło się kręcić wokół narkotyków. Popadł w konflikt z prawem, myślał tylko o tym, jak zdobyć środki na kolejne działki. - Kiedy miałem 18 lat, pierwszy raz wylądowałem w więzieniu za rozbój. Kilka razy traciłem pracę, rodzice wyrzucili mnie z domu.
Liczyły się tylko narkotyki. Powoli zacząłem popadać w paranoję, manię prześladowczą. Wszyscy byli dla mnie wrogami, nawet najbliższe osoby. Uważałem, że spiskują przeciwko mnie. Wydawało mi się, że nawet ludzie, od których brałem czy kupowałem narkotyki, to podstawieni policjanci. Wszystkie taksówki w mieście brałem za radiowozy. To były straszne stany. Śmierdziałem potwornie, pociłem się ze strachu. Nie panowałem nad swoim ciałem, nad emocjami. W 2006 roku Maciek trafił znów do więzienia za pobicie. Spędził tam cztery lata i dwa miesiące. W tym czasie nie brał żadnych narkotyków. Ten okres abstynencji uciszył jego czujność. Po wyjściu na wolność podjął pracę. Wrócił do rodzinnego domu. Wydawało się, że wraca do życia.
Potem znowu nadarzyła się okazja na imprezie. - Pomyślałem sobie, że skoro tyle lat w więzieniu byłem czysty, to znaczy, że nie mam już problemu z narkotykami - opowiada. - Tylko ten jeden raz spróbuję. O jeden raz za dużo. Znowu wpadłem w bagno. Straciłem pracę, mieszkanie. Stałem się osobą bezdomną.
Strzykawka z trutką na szczury
Jeszcze w czasie odsiadki w więzieniu usłyszał o dopalaczach. To był 2009 rok. - Pamiętam, że bardzo się wtedy ucieszyłem. Pomyślałem sobie, że to coś dla mnie - wyznaje. - Tanie, legalne, łatwo dostępne. Okazało się, że handel dopalaczami rozwinął się pokątnie. Maciek zdobył kontakty, adresy. Zaczął brać dopalacze dożylnie. W ciągu półtora roku zniszczył sobie cały organizm. Z ponad 100 kilogramów schudł do niecałych 70. Dopalacze rozwaliły mu serce. Dostał zapalenia wsierdzia, pojawiła się sepsa gronkowcowa.
- Leżałem na OIOM-ie, cztery razy traciłem funkcje życiowe - wspomina. - Wszystkie narządy po kolei przestawały działać. Lekarze nie dawali mi żadnych szans na przeżycie. Ci, którzy się modlą, składali ręce, inni bezradnie je rozkładali. Ostatecznie musiałem poddać się operacji serca i wszczepieniu implantów zastawek. Dopalacze okazały się sto razy gorsze od narkotyków. Maciek uzależnił się od nich błyskawicznie. Wszedł znowu na drogę przestępczą, kradł, wynosił towar ze sklepu, był znany w każdym komisariacie w okolicy. - Policjanci mnie zamykali, potem wypuszczali, a ja wychodziłem i znowu kradłem. To było nie do powstrzymania - przyznaje. - Nie myślałem już o niczym innym, jak tylko żeby sobie dać w żyłę.
Dopalacze uzależniają od razu. Człowiek przestaje myśleć o tym, że są niebezpieczne, że trują. Liczy się tylko efekt. Nie interesowało mnie, co biorę i co tam jest. Nawóz do kwiatów, środki owadobójcze, kret do udrażniania rur, trociny nasączone rozpuszczalnikiem czy trutka na szczury. Wszystko to producenci ładują w dopalacze.
Najgorsze są halucynacje
Maciek zaczął mieć urojenia, halucynacje, manie prześladowcze. Widział, jak ze ścian wychodzą mroczne postaci. Obok siebie widział dresiarzy z kijami bejsbolowymi. - Wszędzie dokoła stali uzbrojeni goście, którzy celowali we mnie z karabinów - wspomina. - Kiedy tykał zegar, ja słyszałem: "Zabić, zabić…". W głowie słyszałem głosy: "Mamy go, mamy go…". Szedłem po kolejne dopalacze i wydawało mi się, że silniki w samochodach do mnie mówią. Przejeżdżał autobus, a ja słyszałem wrzask tysięcy ludzi. Ze strachu wymiotowałem. Kładłem się na ziemi i zwijałem z bólu.
A mimo to nie cofałem się. Kupowałem to świństwo i drżący, roztrzęsiony, od razu gdzieś w bramie dawałem sobie w żyłę. Wydawałem na to ostatnie pieniądze. Nie miałem czystych skarpet, butów, mydła, pasty do zębów. I kiedy leżałem sponiewierany, kiedy nie miałem siły dowlec się po nową działkę, to wtedy marzyłem o takich podstawowych rzeczach potrzebnych do życia. Na swój widok w lustrze brało mnie obrzydzenie, nienawidziłem się i obiecywałem sobie, że przestanę brać, że to ostatni zastrzyk.
Teraz Maciek mieszka w schronisku dla bezdomnych. Przebywa na rencie socjalnej, ma przyznany umiarkowany stopień niepełnosprawności. Powoli odbudowuje relacje z najbliższymi. - Jestem inwalidą - przyznaje szczerze. - Dopalacze doprowadziły do tego, że mam 33 lata i jestem kaleką. Moje serce pracuje jak u siedemdziesięciolatka. Nie potrafię wejść na pierwsze piętro ze zgrzewką mineralnej, nie potrafię dobiec do autobusu.
Aleksandra Pietryga