Będzie debata, ale to premier musi określić, czy tego chce - mówi Beata Szydło.
W rozmowie z Marcinem Fijołkiem na stronach serwisu wpolityce.pl Beata Szydło potwierdza, że jest gotowa do debaty wyborczej z Ewą Kopacz. Szczególnie w kontekście dyskusji, jakie toczyły się niedawno na temat przedwyborczych obietnic Prawa i Sprawiedliwości. W toczącej się kampanii PiS obiecywało m.in. obniżenie wieku emerytalnego, obniżenie podatku VAT do 22 procent, opodatkowanie hipermarketów i banków oraz przyznanie rodzinom dodatku w wysokości 500 zł na dziecko. Według wyliczeń tej partii, które przedstawiała Beata Szydło, wszystko to miałoby kosztować 39 mld złotych.
PO wyśmiała te wyliczenia. Według nich Polski nie stać na tego rodzaju kroki, obietnice PiS są niedoszacowane, a zapewnienia Beaty Szydło to "pisany palcem na wodzie" populizm.
Marcin Mastalerek odpowiadał, że tego rodzaju twierdzenia to kpina w kontekście obietnic, jakie Ewa Kopacz składała w expose, a które - według obliczeń PiS - miałyby kosztować budżet państwa aż 200 mld.
Właśnie o tego rodzaju rozbieżności w rachunkach mogłyby rozmawiać Ewa Kopacz i Beata Szydło w czasie przedwyborczej debaty. Beata Szydło deklaruje gotowość, ale czeka na ruch Ewy Kopacz. W rozmowie z wpolityce.pl kandydatka PiS nie kryła, że spodziewa się zmasowanej krytyki ze strony PO programu swojej partii. "Cały czas zapraszam do merytorycznej rozmowy, choć z góry można się było spodziewać, że nasza propozycja programowa zostanie oczywiście skrytykowana przez Platformę. To ciągłe podkreślanie, że czegoś się nie da zrobić, że czegoś innego nie można… Odrzucam myślenie w takich kategoriach. Trzeba dziś myśleć i rozmawiać, jak coś zrobić, a nie narzekać, że się nie da" - powiedziała.
jad /wpolityce.pl