Grecy to nawet własne bankructwo umieją świętować. Co im zostało: w referendum musieli wybierać między dwiema iluzjami. Wybrali tę, która choć przez chwilę pozwoliła im czuć się zwycięzcami.
Lotnisko Eleftherios Venizelos w Atenach. Próbuję znaleźć czynny automat z biletami na metro. Doskonałe połączenie portu lotniczego z centrum stolicy na co dzień kosztuje pasażera 8 euro, bilet w dwie strony – 14. W piątek, dwa dni przed referendum, okazuje się jednak, że wszystkie bramki są otwarte. – Proszę przechodzić, teraz się jeździ za darmo, wie pan, to z powodu fatalnej sytuacji ekonomicznej – dwie Greczynki sprowadzają mnie na grecką ziemię. Przez tydzień darmowy jest cały transport publiczny w Atenach. Ten dodatkowy benefit kosztuje budżet ok. 4 mln euro. – To zagrywka rządu przed referendum; chce w ten sposób przekonać społeczeństwo do głosowania na NIE, przeciwko warunkom stawianym przez zagranicznych wierzycieli – tłumaczy mi Stavros, właściciel rodzinnego hotelu w centrum Aten.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina