Niedawno spotkałam się z tłumaczami, którzy uświadomili mi, jaką wagę ma każde, zwłaszcza pisane słowo.
07.07.2015 07:22 GOSC.PL
Okazuje się, że słynne włoskie powiedzenie „traduttore traditore”, czyli tłumacz zdrajca, ma głęboki sens. Bo ten sam wiersz po polsku i francusku nie jest już tym samym wierszem. Każdy przekład zawiera jakiś akt zdrady wobec oryginału, przeinacza go, żeby nie napisać - przekłamuje, w zależności od tego, jakie słowa kocha translator. Za każdym razem tłumacz uczestniczy w swoistym misterium stwarzania nowych literackich bytów, które powstały z utworu tego samego autora. I często, jak potwierdza praktyka, przekład nie jest zwierciadłem oryginału. Między innymi dlatego, że języki żyją swoimi idiomami, takimi jak choćby nasze polskie powiedzenie „przepaść jak kamień w wodę”, czyli bez śladu. Jak się okazuje, w języku francuskim nie ma odpowiednika tej kombinacji słownej.
Pracy tłumaczy przyglądałam się w sytuacji prawie ekstremalnej, czyli podczas własnego spotkania autorskiego prowadzonego przez dr. hab. Stanisława Jasionowicza i jego studentów w Zakładzie Literatur Francuskiego Obszaru Językowego (specjalność komparatystyczno-traduktologiczna) w Instytucie Neofilologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Profesor wymyślił trzy lata temu projekt związany z praktyką studencką swoich uczniów. Jako jeden z branych „na warsztat” autorów zostałam przez młodych adeptów sztuki translatorskiej solidnie rozpracowana. Podczas wieńczącego ich pracę spotkania okazało się, jakich słów najczęściej używam, co one mogą znaczyć (w kontekstach nabierają nowych sensów), które da przetłumaczyć na francuski bez problemu, na jakie trzeba szukać innych słów.
- Tłumacz jest chyba najbliżej słowa, bo najdłużej mu się przygląda – powiedział dr hab. Stanisław Jasionowicz.
Studenci: dwie Agnieszki, Arkadiusz, Patrycja i Gabriela relacjonowali swoje odkrycia dokonywane podczas „badania” moich słów w wierszach, trwającego nierzadko tygodniami. Zdarzało się, że na forum internetowym godzinami zastanawiali się nad wyborem jednego słowa i choć na chwilę, radząc się siebie nawzajem, ustalali jakiś, choćby chwilowy konsensus. Żmudna praca tych pełnych zapału młodych tłumaczy uświadomiła mi, jak ogromną wagę ma każde słowo. Do jakiej odpowiedzialności zobowiązuje, a przynajmniej powinno, pisanie. Za każdym razem jest to tłumaczenie czytelnikom swojego świata. To też jakiś rodzaj przekładu - z polskiego na swoje.
Ale wracając do pracy tych młodych, pełnych namiętności wobec języka tłumaczy - chapeau bas!
Barbara Gruszka-Zych