Premier zarzekała się, że nic nie wiedziała o pustym samolocie, który lata za nią na koszt podatników. A jednak.
"Kolej na Ewę" to nowa marketingowa akcja PO. Premier Kopacz jeździ po kraju pociągami. Ma dzięki temu sprawić wrażenie, że jest bliżej ludzi, a kampania wyborcza ma sprawiać wrażenie niedrogiej. Ale kilka dni temu do mediów trafiła informacja, że za Ewą Kopacz, na wszelki wypadek, lata pusty rządowy samolot. Lata oczywiście na koszt podatnika. I to niemały koszt, bo około 100 tys. zł.
Premier zapytana przez dziennikarzy o takie wyrzucanie w błoto naszych, czyli podatników pieniędzy odpowiedziała, że nic o lotach rządowej maszyny nie wiedziała.
– Nic mi na ten temat nie wiadomo, że po mnie cokolwiek poleciało, kiedykolwiek. Odkąd powiedziałam, że będę jeździć pociągami, to zarówno w jedną stronę, jak i drugą, zamierzałam podróżować pociągiem - zarzekała się Kopacz.
Kłamała jednak w żywe oczy, co udowodnili dziennikarze "niezależnej.pl". Kopacz doskonale wiedziała, że na wszelki wypadek lata za nią rządowa maszyna, którą - jeśli będzie miała ochotę - będzie mogła wrócić do Warszawy. Już w niedzielę, podczas konferencji prasowej we Władysławowie.
– Nie wiem, jak długo jeszcze będziemy obecni tutaj (...) Wszystko będzie zależało od tego, czy będziemy wracać samolotem, samochodem, czy pociągiem. Natomiast gwarantuje, że jutro wyruszam w Polskę, znowu pociągiem - mówiła.
Wypowiedź została uchwycona przez kamery i można ją usłyszeć na nagraniu:
Kopacz i samolot - dowód na kłamstwo
Grzegorz Wierzchołowski
wt /niezalezna.pl