Z nowym rzecznikiem Konferencji Episkopatu Polski, ks. dr. Pawłem Rytel-Andrianikiem, który 1 lipca rozpoczął urzędowanie, rozmawia Agata Puścikowska.
Agata Puścikowska: Na dziennikarskiej „giełdzie" przed wyborem nowego rzecznika nie było nazwiska Rytel-Andrianik… Dla Księdza wybór również był zaskoczeniem?
Ks. Rytel-Andrianik: Przyznam, że tak. Kiedy pod koniec maja ks. bp Tadeusz Pikus, mój biskup drohiczyński, zapytał czy się zgadzam, aby zaproponował moją kandydaturę na rzecznika, zgodziłem się ze względów posłuszeństwa. Gdybym powiedział „nie", miałbym do końca życia wyrzuty sumienia. Poza tym zdawałem sobie sprawę, że od mojej zgody do wyboru przez biskupów daleka droga. Tak więc, gdy przyjechałem na konferencję episkopatu, podczas której miał być wybierany nowy rzecznik, czekałem cierpliwie, by… złożyć życzenia księdzu, który nim zostanie. Miałem zresztą już bilet powrotny do Anglii, bo niedawno doktoryzowałem się i pracowałem naukowo w Oxfordzie. A tymczasem trzeba było zostać w Warszawie.
Nawet wielu dziennikarzy nie bardzo wiedziało, kim Ksiądz jest.
Dlatego w tym wywiadzie się wszystkim przedstawiam. Tego wymaga kultura osobista i jest oznaką wielkiego szacunku dla wszystkich moich przyszłych współpracowników, dziennikarzy i odbiorców. Następnie usuwam się w cień i pracuję, aby słowa Księży Biskupów były bardziej słyszalne.
Pierwszy moment po wyborze?
Kiedy przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki, oficjalnie powiedział mi o wyborze i zapytał czy go przyjmuję, odpowiedziałem, że posługę zawierzam Matce Najświętszej i św. Janowi Pawłowi II, który przecież był członkiem polskiego episkopatu. Przyjąłem wybór mówiąc, że jestem do dyspozycji Księży Biskupów.
Z jakim uczuciem?
Pogodzenia, a także ze świadomością, że od tego momentu wszystko się w moim życiu zmienia. Muszę też nauczyć się jeździć samochodem po dużym mieście, ponieważ od 12 lat nie potrzebowałem pojazdu, poruszając się komunikacją miejską lub ostatnio na rowerze.
A jaka była reakcja ks. bpa Tadeusza Pikusa?
Podszedł do mnie i powiedział: „Od dziś twoje pierwsze i jedyne miejsce pracy jest tutaj". Zastosuję się do tych słów.
Do tej pory miejsc pracy było wiele. Praca naukowa w Rzymie, Jerozolimie, Oxfordzie. Czy naukowiec sobie poradzi? Praca rzecznika prasowego episkopatu to nie ślęczenie nad Biblią…
- Ale tak naprawdę głoszenie Biblii! Mówienie o Ewangelii w słowach prostych i zrozumiałych dla wszystkich. Zresztą, co może ciekawe, w 2003 r. ówczesny biskup drohiczyński, Antoni Dydycz, chciał wysłać mnie właśnie na studia medialne. Zapytałem jednak, czy może chciałby mieć jeszcze jednego „uczonego w Piśmie”. Ksiądz Biskup się zgodził i zacząłem studiować Biblię.
Czyli praca w mediach zapisana była bibliście...
- Bł. ks. Ignacy Kłopotowski mawiał, że gdyby św. Paweł żył w naszych czasach, byłby dziennikarzem. Głosiłby w ten sposób Dobrą Nowinę. Ja zresztą zawsze byłem blisko mediów - chociażby poprzez wykłady w WSKSiM w Toruniu, czy pracując w tygodniku „Niedziela". Poza tym na Facebooku mam prawie 5000 przyjaciół a na twitterze jestem od pięciu już lat. Czytam także „Gościa Niedzielnego" i www.gosc.pl.
Niemniej, nigdy Ksiądz nie pracował jako rzecznik prasowy. Nowe zadanie nie wywołuje w Księdzu strachu?
Jako katolik słucham uważnie Pisma Świętego, a tam często jest rozkaz: „Nie bój się, nie lękaj się!". Ponadto zapytałem o. Lombardiego, rzecznika Watykanu, co by poradził nowowybranemu rzecznikowi z Polski. Dał mi cztery rady: „Bądź dobrym księdzem, zawsze mów prawdę, bądź księdzem dla dziennikarzy, nie lękaj się!”.
Ktoś napisał po wyborze Księdza: „No to teraz nowy rzecznik będzie hejtował in vitro w 16 językach"…
O hejcie nie ma mowy. Nawet o najtrudniejszych sprawach, problemach, trzeba mówić z szacunkiem, ale i w prawdzie. Moim marzeniem jest zapraszanie specjalistów z różnych dziedzin, aby można było nawiązać konstruktywny dialog w różnych sprawach.
Ktoś inny napisał: „To nie jest normalne, żeby znać 16 języków".
- Dla każdego biblisty to jest normalne. W toku studiów uczymy się języków starożytnych, potem dochodzą nowożytne. A jeśli się mieszka w kolejnych krajach, to nauka przychodzi łatwiej. Aby uczyć się efektywnie słówek, używam fiszek. Bardzo wszystkim tę prostą metodę polecam. Chcę też zauważyć, że polscy księża są dobrze wykształceni i posługują się przynajmniej czterema językami, ponieważ oprócz języka polskiego uczyli się angielskiego lub niemieckiego w szkole podstawowej lub średniej, a w seminarium mieli język łaciński i grecki.
Po wyborze Księdza padły też stwierdzenia, że jest Ksiądz „człowiekiem Kościoła toruńskiego".
Jestem człowiekiem Kościoła powszechnego. Kościół jest jak rodzina i wszyscy jesteśmy jego dziećmi. Pismo Święte mówi wyraźnie: nie możemy być podzieleni, jedni od Pawła, drudzy od Apollosa, bo wszyscy jesteśmy Chrystusa (1 Kor 3, 4-7).
Kiedy zaproszono mnie do studia w Radiu Maryja czy TV Trwam, to przyjąłem zaproszenie, gdy proszono o współpracę z „Niedzielą”, odpowiedziałem pozytywnie, kiedy telewizja izraelska Reshet Bet prosiła o spotkanie i konsultacje, spotkaliśmy się w tej sprawie w Tel Avivie. Tak więc z zasady nie szufladkuję ludzi i tam, gdzie można pracować dla dobra, z chęcią współpracuję.
Jest Ksiądz bardzo zaangażowany w prace dokumentujące ratowanie Żydów przez Polaków. Skąd ta pasja?
Mój dziadzio był więźniem karnego niemieckiego obozu pracy w Treblince I, który był głównie dla opornych Polaków. Został uratowany przez innego więźnia. Gdyby nie tamten człowiek, dziadzio by nie przeżył i nie byłoby mnie dziś. Dlatego, jak mówi moja mama, żyję trochę na kredyt (śmiech). I właśnie dlatego staram się oddać swój dług. Razem z moim bratem rzeczywiście staramy się ocalić od zapomnienia często nieznanych bohaterów, który podczas wojny ratowali innych, głównie Żydów. Udało się przeprowadzić ponad 20 tys. wywiadów na ten temat. Ludzie jednak szybko odchodzą i trzeba się spieszyć. Naszym celem jest ocalenie od zapomnienia informacji o polskim bohaterstwie na arenie międzynarodowej. To również praca, która jest ogromnie ważna dla relacji polsko-żydowskich. Zresztą właśnie w ten sposób widzą naszą działalność moi przyjaciele Żydzi.
Podlasie, z którego Ksiądz pochodzi, to miejsce wielokulturowe. Łatwiej w nim o szacunek dla drugiego człowieka?
Pogranicze to zawsze miejsce, w którym stykają się kultury i religie. W Sokołowie Podlaskim, w którym się urodziłem, przed wojną ponad 50 proc. społeczeństwa stanowili Żydzi. W diecezji drohiczyńskiej obok siebie mieszkają katolicy i prawosławni. Dla nas to naturalne. Mamy dużą otwartość na drugiego człowieka, a dzięki temu nie szufladkujemy, zazwyczaj nie posługujemy się stereotypami w ocenie drugiego człowieka.
Patronką diecezji drohiczyńskiej jest Matka Boża Ostrożańska.
Zawsze wożę Jej wizerunek ze sobą. I za Jej wstawiennictwem proszę wszystkich o modlitwę w intencji mojej nowej posługi… Dla mnie praca rzecznika jest działaniem na rzecz dobra Kościoła polskiego i Kościoła powszechnego. Z Bożą pomocą jestem gotowy na to wyzwanie.