Chyba żadna kampania społeczna ostatnich lat nie wywołała tak skrajnych komentarzy, jak kampania Fundacji Mamy i Taty na temat macierzyństwa. Dlaczego?
Nie odkładaj macierzyństwa na potem.
FundacjaMamyiTaty
Przepiękny dom, wyposażony za niebotyczne pieniądze. Kobieta w średnim wieku (tak się domyślamy, bo wygląda całkiem młodo) przechadza się po eleganckim hallu. Wspomina, czego udało jej się dokonać, co zdobyła. Prawdziwa kobieta sukcesu: zdążyła zrobić karierę, zdążyła zwiedzić świat. Uśmiech kobiety zamienia się jednak w wyraz smutku. Przy całej pogoni za karierą i (zapewne) pieniędzmi, nie zdążyła zostać mamą. Koniec filmu. Filmu, który trwa ledwie 30 sekund, a od wielu dni wywołuje dzikie awantury, polemiki i jest przyczynkiem wielu skrajnych dyskusji.
Jednak większość polemik nie odnosi się do meritum kampanii. Czyli tego, po co, dlaczego i dla kogo powstał spot. Bo przecież krótki film to zaledwie wprowadzenie do całości przekazu, który stworzyła Fundacja Mamy i Taty.
Zbiorowa psychoanaliza?
Po tym, jak spot o kobiecie, "która nie zdążyła" pojawił się w mediach, środowiska (bardzo) konserwatywne mocno poparły przekaz. Z niektórych tekstów wynika wręcz, że problem, który film pokazuje, jest jedynym i dominującym wśród polskich kobiet. Ot, wszystkie bezdzietne to niebotycznie bogate karierowiczki, którym wszystko się udało, a o dziecku zapomniały. Egoistki. Nie ma w tych komentarzach refleksji, że jednak są dziesiątki innych (istotnych) przyczyn, dla których kobiety później decydują się na macierzyństwo.
Na przeciwległym biegunie reakcji, znajdziemy mocno histeryczne komentarze publicystek, dziennikarek czy innych celebrytek, które to w spocie widzą patriarchalną wizję świata, kościelny nacisk, wpływ katotalibanu na zdrowy rozsądek oraz wywieranie presji na ich osobiste macice. W tego typu komentarzach prym wiedzie Eliza Michalik. "Czy my, (…) bezdzietne kobiety, mamy żałować, że nie zdążyłyśmy zostać potraktowane na porodówce jak ścierki do podłogi, że nie zdążyłyśmy zwijać się z bólu pod okiem lekarza „wiedzącego lepiej”, że nie potrzeba nam znieczulenia? (…) Czy Wy tam, w Fundacji Mama i Tata upadliście na głowę? A może jesteście przybyszami z planety Episkopat?" - dysząc emocjami pyta dziennikarka. Prezenterka Agnieszka Szulim stwierdza natomiast: "Moim zdaniem, wygląda to raczej na reklamę banku nasienia niż kampanię, która ma zachęcić Polki do rodzenia dzieci. (…) No dobra, przekonali mnie, biegnę się rozmnażać! Co za absurd…".
W podobnym stylu, choć starając się argumentować, grzmi Paulina Młynarska: "Twórców kampanii interesują Polki ambitne. Wykształcone suki z wielkich miast. Dlaczego one? Po co właściwie wydawać grubą kasę na poruszanie sumieniem tak nikłej grupy osób? Jest tylko jeden powód: ambitne i wykształcone, bogate kobiety to grupa, do której nie stosuje się polskie prawo napisane pod dyktando Kościoła. Sól w oku środowisk katolickich. One nie muszą się martwić tym, że antykoncepcja nie jest refundowana, a aborcja na żądanie niedostępna". Następnie Młynarska miesza kilka problemów jednocześnie, do jednego worka dość niefrasobliwie wkładając (w miarę rzeczowe) argumenty, które powodują niską dzietność wśród polskich kobiet, razem z pretensjami o… brak refundowanej antykoncepcji i aborcji na życzenie.
Chyba trafną reakcją na podobne komentarze jest wpis internauty pod którymś z artykułów: "uderz w stół, a panie się odezwą". Celny jest też komentarz na profilu Fundacji Mamy i Taty: "Mamy wrażenie, że Polska stała się wielkim gabinetem psychoanalitycznym, w którym padają ostre diagnozy naszej kondycji psychicznej, fizycznej i umysłowej. Niektórzy jednak z diagnozujących mimowolnie ujawniają przy tym swoje własne lęki i fobie"…
Do meritum
W dyskusji nad sensownością spotu raczyła też wziąć udział pani pełnomocnik do spraw równego traktowania Małgorzata Fuszara. W wystosowanym piśmie ostrzegła przedstawicieli fundacji, że stworzyli obraz stereotypizujący rolę kobiety, bo przecież kobieta nie tylko od rodzenia dzieci jest i wcale nie musi chcieć je rodzić. W dodatku pełnomocnik zauważyła, że w spocie nieobecny jest mężczyzna, co zapewne sugeruje że nie chce zostać on ojcem. A nawet jeśli zdecyduje się na ojcostwo, nie będzie musiał wybierać miedzy pracą a dziećmi. Jak biedna kobieta.
I nawet trudno by się z tymi zarzutami spierać, gdyby nie fakt, że są kompletnie niemerytoryczne, bo nie odnoszą się do… istoty kampanii i jej celów. Są natomiast doskonałym odzwierciedleniem i podsumowaniem (na szczęście w spokojny sposób) wszystkich histerycznych reakcji na kampanię.
Więc do meritum.
Sam spot, nazbyt prosty i zbyt łopatologiczny, rzeczywiście nie jest szczytem filmowej finezji. Jednak jego największym błędem jest to, że nazbyt mocno skupił uwagę odbiorców na jednym z problemów społecznych. Na problemie wcale nie największym i nie najistotniejszym, choć niewątpliwie istniejącym. Otóż rzeczywiście są i w Polsce kobiety, które postawiły na karierę zawodową tak dalece, że zapomniały o biologii. O zegarze biologicznym, który tyka. I który, jeśli nie posłucha się wewnętrznego budzika, może w przyszłości stać się udręką. Są w Polsce kobiety, które najpierw rezygnując z macierzyństwa, potem już (z przyczyn biologicznych) nie mogły zostać matkami. I przeżywają dramaty. Ile jest takich kobiet? Liczba niepoliczalna, bo kto się do takiego stanu rzeczy oficjalnie przyzna?
Agata Puścikowska