3480 imigrantów uratowanych w niedzielę z dryfujących łodzi, którymi próbowali przepłynąć do Włoch, trafi na Sycylię i do Apulii. W czasie weekendu przez Cieśninę Sycylijską dotarło do Włoch około 6 tysięcy imigrantów.
3480 imigrantów uratowanych w niedzielę z dryfujących łodzi, którymi próbowali przepłynąć do Włoch, trafi na Sycylię i do Apulii, gdzie otrzyma pomoc medyczną, a następnie trafi do ośrodków dla imigrantów - poinformowała w niedzielę wieczorem agencja EFE. W akcji ratowania imigrantów brały udział jednostki włoskie, brytyjskie, irlandzkie i niemieckie.
Jak podały służby prasowe włoskiej straży przybrzeżnej ponad 800 osób przybyło już do Palermo na Sycylii; statki ratownicze transportują blisko 400 imigrantów do sycylijskiego portu Augusta. Ponad 2200 osób zostanie przewiezione do kolejnego sycylijskiego portu - Tripani oraz ośrodka w Taranto, w regionie Apulia.
Pierwsza o kolejnej kryzysowej sytuacji na Morzu Śródziemnym poinformowała w niedzielę rano załoga okrętu brytyjskiej Royal Navy, HMS Bulwark. Rząd w Londynie oddał tę jednostkę do dyspozycji unijnej operacji Tryton, polegającej na patrolowaniu wód i ratowaniu imigrantów. Do ratujących uchodźców Brytyjczyków dołączyły natychmiast jednostki z innych krajów. Była to prawdopodobnie największa od dłuższego czasu operacja ratowania imigrantów w Cieśninie Sycylijskiej.
Tymczasem we Włoszech doszło do politycznego sporu na tle zaostrzającego się kryzysu imigracyjnego. Przewodniczący władz Lombardii Roberto Maroni zabronił władzom miast i gmin przyjmowania następnych imigrantów i zagroził obcięciem funduszy burmistrzom, którzy to zrobią. Maroni z prawicowej, niechętnej imigrantom Ligi Północnej postanowił sprzeciwić się decyzjom Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które w ostatnich tygodniach nakazało władzom wszystkich prowincji w kraju przygotować miejsca dla kolejnych uciekinierów z Afryki, docierających na Lampedusę i Sycylię. Od początku roku przez Cieśninę Sycylijską przypłynęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a większość przeznaczonych dla nich ośrodków pęka w szwach. Zdaniem Roberto Maroniego rozporządzenie MSW to bardzo poważny błąd. Dlatego, jak wyjaśnił, zdecydował podjąć kroki, by nie dopuścić do przybycia następnych imigrantów.
Zapowiedź Maroniego, który chce karać finansowo gminy decydujące się na przyjęcie przybyszów, wywołała wielką polityczną burzę. Najostrzej zareagował premier Matteo Renzi, który oświadczył: "Dosyć z filozofią zrzucania odpowiedzialności na innych i zabawę w demagogię". "Nie wystarczą slogany i komunikaty prasowe, by rozwiązać problem imigracji"- dodał szef rządu. Renzi stwierdził ponadto: "Trudno będzie prosić kraje Unii Europejskiej o większe zaangażowanie, skoro niektóre włoskie regiony mówią, że ten problem ich nie dotyczy". Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Rzymie uznało, że interwencja Maroniego jest niezgodna z prawem. Podobnego zdania jest szef Konferencji Regionów Sergio Chiamparino z rządzącej centrolewicy, którego zdaniem gabinet Renziego powinien teraz obciąć fundusze Lombardii i tym regionom, które popierają stanowisko Maroniego.
Szefa władz Lombardii poparli jednak wywodzący się z prawicy przewodniczący Wenecji Euganejskiej i Ligurii. Wybrany pod koniec maja nowy gubernator Ligurii Giovanni Toti z prawicowej partii Forza Italia ogłosił: "My też nie przyjmiemy więcej imigrantów". Następnie dodał: "Przestańmy się łudzić, że damy radę uporać się z biblijnym exodusem"- stwierdził. "W Wenecji Euganejskiej jest tykająca bomba, która zaraz wybuchnie"- tak sytuację przestawił szef tego regionu Luca Zaia z Ligi Północnej. Przypomniał, że jest tam ponad pół miliona legalnych imigrantów, stanowiących 11 procent ludności. "Już dosyć"- dodał.
W czasie weekendu przez Cieśninę Sycylijską dotarło do Włoch około 6 tysięcy imigrantów.