Rozdział Kościoła od państwa obecna władza rozumie jako rozdział wiary katolików od ich uczynków.
02.06.2015 13:20 GOSC.PL
– Dlaczego Kościół tak się odciął w kampanii od prezydenta Komorowskiego, bardzo wierzącego katolika, i w gruncie rzeczy tak mocno poparł jego kontrkandydata i PiS? – zapytał Małgorzatę Kidawę-Błońską prowadzący rozmowę w TVP Info Jan Ordyński (przeczytaj tekst Sukces: drugie miejsce w wyborach prezydenckich).
Już to pytanie zdradza osobliwy sposób myślenia „elit” o Kościele. No bo jak to – w kółko trąbią o rozdziale Kościoła od państwa, a tu nagle pretensje, że „Kościół odciął się od prezydenta”?
Rzeczniczka rządu nie zauważyła tej sprzeczności, tylko poszła za rozumowaniem redaktora i skwapliwie przyznała, że „część Kościoła bardzo mocno zaangażowała się politycznie po stronie pana Dudy”.
To trochę dziwne, bo kiedy jak kiedy, ale akurat tym razem biskupi byli wyjątkowo wstrzemięźliwi w wypowiedziach na temat wyborów, co pewnie władza doceniłaby, gdyby wygrał Bronisław Komorowski. Ale że nie wygrał, no to znowu biskupi winni – bo przecież nie władza.
A na czym to polegało, że biskupi byli za Dudą? No jak to: przecież mówili, że trzeba się nawrócić, że aborcja jest niedopuszczalna, że in vitro jest niemoralne, że konwencja „antyprzemocowa” jest antyrodzinna, a nawet, o zgrozo, że trzeba głosować zgodnie z Ewangelią. I wiele podobnych rzeczy. No i władza w lot zrozumiała, że biskupi piją do Komorowskiego. A skoro tak, to znaczy, że wspierają Dudę. Bo Duda się z tym wszystkim zgadza. Czyli idzie na pasku Kościoła. Czyli jest złym katolikiem, bo dobrym katolikiem (jak zgodnie zapewniają autorytety z „Gazety Wyborczej” i okolic) jest Bronisław Komorowski – więc jedno albo drugie. A dobroć katolicyzmu prezydenta objawia się w ten sposób, że nie jest fanatykiem, czyli że nikomu, włącznie z sobą samym, nie narzuca swojej wiary. Jest wyważony, jest człowiekiem kompromisu, który za własne poglądy ma poglądy „wszystkich Polaków”. On wie, że „żyjemy w świecie zróżnicowanym i nie ma jednego prawa bożego” – jak się onegdaj wyraził. Do kościoła chodzi – więc o co chodzi?
Ano, właśnie o to chodzi, że Kościół nie sprzeciwia się Bronisławowi Komorowskiemu ani nie popiera Andrzeja Dudy. Kościół popiera Pana Jezusa. Z tego wynika wszystko inne, zwłaszcza konieczność jasnego, jednoznacznego opowiadania się za Ewangelią, bez względu na koszty, również polityczne. I to nie wina Kościoła, że obecna władza hasło rozdziału Kościoła od państwa rozumie jako rozdział wiary katolików od ich uczynków. Nie wina Kościoła, że prezydent – a i premier, a i wielu ministrów, a i liczni posłowie – lansuje tezę, jakoby katolicyzm wtedy był dobry, gdy jego wyznawcy sumienie zostawiają w kościele.
Kto tak uważa, niech nie oczekuje „poparcia Kościoła”. Bo Kościół, jeśli ma spełniać swoją misję, nie może popierać żadnego polityka. I tak teraz było. Kościół nie odciął się od prezydenta – to prezydent odciął się od nauki Kościoła. Kościół nie poparł Dudy – to Duda, jak się zdaje, poparł Kościół.
Franciszek Kucharczak