Tego jeszcze nie było, żeby premier Francji nawoływał katolików do tłumnego uczestniczenia we Mszach.
28.04.2015 15:11 GOSC.PL
„Nie bójcie się chodzić do kościołów. Trzeba, żeby katolicy tłumnie chodzili na Msze święte” – oświadczył premier Francji Manuel Valls. To nie żart, a fakt.
Wypowiedzi premiera laickiej Republiki pojawiły się w kontekście ostatnich niepokojących doniesień z nad Sekwany. Szczególnie po tym jak w niedzielę, w czasie Mszy św. w Val de Marne, islamski zamachowiec wpadł z bronią do kościoła. Muzułmanin krzyczał imię Allaha. Udało mu się zbiec. Wcześniej zamordowano 33- letnią kobietę. Media co prawda nie łączą tych rzeczy. Ale Aurelie była katoliczką, przed zamachem modliła się w kościele (tak przynajmniej twierdzi w swojej relacji dziennik „La Croix” i nie tylko; laickie media zupełnie sprawę rozmyły…).
W ostatnim czasie nad Sekwaną zrobiło się naprawdę niebezpiecznie dla chrześcijan. O powadze sytuacji świadczą wspólne konferencje prasowe biskupów i MSZ. Kiedy coś podobnego miało miejsce w tamtym kraju?
Biskupi francuscy, co prawda, przez kilka dni nawołując do spokoju, odżegnywali się od planów rządu dotyczących wzmocnienia ochrony świątyń. Ale napięcie wzrosło. Teraz przed katedrą Notre-Dame i innymi kościołami spaceruje żandarmeria wojskowa.
Frapujące jednak jest to, co dzieje się nad Sekwaną od chwili, kiedy z ust premiera padły słowa „zachęty” do uczestniczenia we Mszach św.
Lewica i socjaliści uderzyli w stół. Pascal Canfin, były minister ochrony środowiska, nawołując nawet do dymisji „takiego” premiera, argumentował: „Uwaga panie premierze! Jesteśmy w kraju laickim, w Republice z tradycjami. Naszym priorytetem jest zapewnić równość kultu. Ale i neutralność państwa”. Inni przestrzegają, by premier „nie mówił pod dyktando muzułmańskich fundamentalistów”. Tak jakby ich celem było zmuszenie Francji do powrotu do chrześcijańskich korzeni. Zabawna koncepcja.
Co tak naprawdę dzieje się we Francji? Islamiści szaleją. Nie sieję tu strachu, ale takie są fakty. Celem nie musi być tylko satyryczny „Charlie Hebdo”. Drażnią ich „ludzie i wyznawcy Krzyża” (takiego języka używają członkowie ISIS).
Czy przy okazji premier Francji się nawrócił? Tego nie wiem, ale przecież nie komunikowałby tego faktu w ten sposób światu.
A może Francja ze strachu się budzi? Bo Valls dodał: „Próba targnięcia na kościoły to zamach na tożsamość i symbol Francji! Na nasze korzenie”…
No to mamy ich!? Koniec amnezji? Byłoby dobrze, gdyby tak zostało.
Przeczytaj też: Strach we Francji
Joanna Bątkiewicz-Brożek