Kampania wyborcza bez debaty jest jak rosół bez kury. Wygląda na to, że przed pierwszą turą właśnie taką cienką zupką będziemy karmieni.
28.04.2015 09:42 GOSC.PL
A mnie się marzy poważny spór (jak nie teraz, to kiedy?) o to, czy lepsze musi być koniecznie wrogiem dobrego? Bo na razie grozi nam wojna dwóch nieistniejących w realu światów: Polski „złotego wieku” i kraju kompletnej ruiny. Zostawmy na boku retorykę i demagogię. W Polsce sytuacja gospodarcza na pewno nie jest dramatyczna – jest dobra. Ale tu się właśnie zaczynają schody. To dopiero punkt wyjścia do zasadniczego sporu: i co z tego wynika?
Poważne debaty w roku wyborczym (bo w końcu kiedyś do nich dojdzie) nie powinny się toczyć wokół faktów, bo one nie podlegają dyskusji. Jeśli ktoś będzie chciał przekonać Polaków, że żyjemy w kraju zrujnowanym i biednym, nie będzie traktowany poważnie. W 2015 roku spór powinien się toczyć o to, czy i jak ten (względny) dobrobyt Polski przekłada się na dobrobyt Polaków?
W tym roku po raz pierwszy po transformacji w standardowym badaniu CBOS liczba osób, które twierdzą, że dają sobie radę finansowo zrównała się z tymi, który rady nie dają. Czy to znaczy, że słuszną linię ma nasza władza? Nie, bo ona nie ma żadnej linii. I to jest taki sam twardy fakt, jak rosnący PKB, który zawdzięczamy wyłącznie sobie, a nie rządzącym.
W cytowanych badaniach optymizm zaczyna się liczyć od deklaracji „dajemy sobie radę”. Przypomina to raczej pytanie o minimum socjalne, a nie o dobrostan. Jeśli od ośmiu lat płace budżetówki stoją w miejscu (poza kilkoma branżami), mówienie o tym, że żyje się Polakom coraz lepiej, jest sprzeczne z logiką. Wg najnowszego badania NBP rodacy przebywający na emigracji jasno deklarują, jaki poziom zarobków uznają za godziwy, czyli taki, który skłoniłby ich do powrotu – 4 tys. złotych miesięcznie.
Z pewnością nie jest to dziś polska średnia płaca. I dlatego kolejny milion Polaków deklaruje chęć wyjazdu zarobkowego jeszcze w tym roku. To też są wyniki badań. Dlatego jeśli ktoś z polityków chce nas przekonywać, że przeżywamy właśnie nasz „złoty wiek”, jest demagogiem w takim samym stopniu jak ten, mówiący o ruinie gospodarki.
Zatem – nim jeszcze kandydaci wejdą na ring, domagajmy się od nich, by nie obrażali naszej inteligencji opowiadaniem bajek o księciu albo o żebraku, ale odpowiedzieli na zasadnicze pytanie: jaki mają pomysł na to, by Polacy stali się realnymi beneficjantami dobrego stanu polskiej gospodarki. Co rządzący w kolejnej kadencji zrobią, by młodzi ludzi chcieli pracować i zakładać rodziny tu, a nie w Londynie czy Dublinie?
I po to jest kampania wyborcza.
Piotr Legutko