Dlaczego w ostatnich dwustu latach (mniej więcej) mieliśmy tak wiele maryjnych objawień? I to, oczywiście, biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie te, które zostały uznane oficjalnie przez Kościół.
Było ich naprawdę sporo. I prawie zawsze odbywały się w tym samym stylu: w jakimś zapadłym zakątku świata, wobec „nieważnych” ludzi (dzieci, chorzy, grzesznicy, analfabeci) i zawsze z podobnym przesłaniem (pokuta, nawrócenie, modlitwa).
Dlaczego? Skąd to natężenie?
Próbując to wyjaśnić, w 2010 roku, w Fatimie, Benedykt XVI mówił, że kiedy w 1917 roku „otwarło się niebo nad Portugalią”, było to „jak okno nadziei”, które Bóg otwiera, „gdy człowiek zamyka przed Nim drzwi”. Oto więc Maryja i Jej objawienia są otwartym oknem łaski, miłosierną reakcją Boga na zaryglowane przed Nim drzwi świata, zatrzaskiwane przez ateistyczny racjonalizm i krwawe dyktatury. W naszej epoce rozwój wiary wiąże się (między innymi) właśnie z tym: z coraz mocniejszym wkraczaniem w świat Matki Bożej jako drogowskazu. Ona – od wieków czczona jako „Przewodniczka chrześcijan”, „Przewodniczka w drodze” (Hodegetria – na Wschodzie) – jest światłem od Boga, w którego blasku widać drogę przez nasze czasy, także przez nam współczesne mroki bezbożności. Trójca Przenajświętsza nam Ją daje, by nas prowadziła z troską i pokorą Matki, która ukazuje się swoim małym dzieciom (czyli nam, bezradnym) i mówi im to, co istotne: wiara, nadzieja, miłość są ważne, pokuta: to róbcie. Mamy tym samym odzyskać wzrok umożliwiający dojrzenie Boga w naszym świecie, z jego wszystkimi ograniczeniami i całym jego zamknięciem na Stwórcę.
•
Właśnie Ją, miłość do Niej, prawdę o Niej; trwanie przy Niej, pod Jej płaszczem, jesteśmy jako katolicy winni naszemu współczesnemu światu. Miłość do Matki Bożej jest wielką siłą katolicyzmu. To olbrzymi dar i wielkie zadanie katolicyzmu – miłość do Maryi; pielęgnować ją, nią żyć i zarażać nią świat, leczyć nią jego rany.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik