Dokładnie sto lat temu padł rozkaz, by mordować bez słuchania głosu sumienia: kobiety, dzieci, starców. W ten sposób masakry Ormian stały się elementem oficjalnej polityki rządu, która doprowadziła do usunięcia z powierzchni ziemi półtora miliona istnień ludzkich. Opowieść o zgwałconej i krzyżowanej Armenii jest trafną metaforą wydarzeń sprzed stu lat.
Jak kozioł ofiarny
W krwawej potyczce przeciw Turkom walczył kontyngent rosyjskich Ormian, a także niewielka liczba Ormian z Imperium Otomańskiego, którzy przeszli na drugą stronę. Kiedy turecka władza zorientowała się, że Ormianie przechodzą na stronę wroga, uznała wszystkich członków tej nacji za zagrożenie i zdecydowała się na regularną, planową i definitywną zagładę.
I tak 24 kwietnia Talaat Pasza, minister spraw wewnętrznych wydał rozkaz uwięzienia w Stambule ponad dwóch tysięcy przedstawicieli inteligencji i duchownych ormiańskich, których ostatecznie zamordowano. Zarzuty wobec nich były wyssane z palca. Najczęściej podawano działalność antyrządową.
W maju z kolei weszło w życie Tymczasowe Prawo o Deportacjach. Nie mówiło ono o Ormianach ani razu, natomiast pozwalało na przeniesienie ludności. Władze gwarantowały ochronę i nowe miejsca zamieszkania. Tymczasem z 18 tysięcy „przesiedlonych” z Harput i Sivas do obozu w Aleppo dotarło 185 osób – kobiet i dzieci. Z kolei z Erzurum wyruszyło 19 tysięcy ludzi, a przeżyło zaledwie jedenaście osób.
Mordercze marsze, chodzenie w kółko, przez góry, w mrozie, bez picia i jedzenia to tylko jeden element morderczej polityki przesiedleń. Już sierpniu 1914 roku powołano bowiem do życia Organizację Specjalną. To jej członkowie de facto byli bezpośrednimi wykonawcami rozkazów o eksterminacji. Rekrutowali się spośród zbirów – często skazanych na śmierć – zwolnionych na wyraźne polecenie rządu. Organizacja Specjalna pędziła oddzielonych od reszty społeczeństwa Ormian i mordowała bez litości tych, którym się mimo wszystko udawało przetrwać wycieńczające marsze. Opustoszałe miasta i wsie natychmiast zasiedlała ludność kurdyjska i turecka.
Maloyan i półtora miliona świętych
sunriseOdyssey / CC 2.0 Wczoraj w Eczmiadzynie Apostolski Kościół Ormiański kanonizował półtora miliona osób wymordowanych w tamtym czasie. Wśród nich było wielu duchownych, gdyż aby unicestwić całe społeczeństwo trzeba zacząć od wyeliminowania inteligencji i przywódców religijnych. W ten sposób zginął chociażby biskup Ignacy Maloyan. Oskarżony został fałszywie w czerwcu 1915 roku o przemyt broni i kontakty z Rosjanami. W trakcie brutalnego procesu, przesłuchań, tortur nawet nie udało się udowodnić mu winy. Ignacy Maloyan miał okazję uniknąć tragicznego losu. Gdy zaczynały się mordy, miejscowi urzędnicy ostrzegali go. Prosili, by ukrył się w górach. Miał wtedy powiedzieć, że pasterz nie może porzucić swoich owiec. Gdy oprawcy proponowali mu przejście na islam w zamian za ocalenie życia – dwukrotnie odmawiał. Kiedy wywieziony 10 czerwca do Diarbérkiru, w obliczu niechybnej śmierci, otrzymał pozwolenie od dowódcy strzegącego jego i innych więźniów oddziału, by przemówić do swoich i dodać im otuchy. Konsekrował chleb, udzielił im absolucji, odpustu zupełnego i udzielił komunii świętej. Namawiany jeszcze do przejścia na islam, nie zgodził się. Zginął zastrzelony z pistoletu. Jan Paweł II beatyfikował biskupa Maloyana w 2001 roku.
Tragiczne były też losy biskupa Diarbérkiru Andreasa Czelebiana. Aresztowany został z zakonnicami ze zgromadzenia sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP. Strażnicy zakopali go po szyję w ziemi. Zostawili tylko prawą rękę, a ludzi zmusili do całowania jego pierścienia. Konającego przysypali potem kamieniami. Biskupowi ormiańskokatolickiemu z kolei Mikajelowi Chaczadurianowi z Maltyi gubernator prowincji zaproponował spotkanie w swoim urzędzie. Tam okazało się, że duchowny faktycznie przybył na przesłuchanie. Bity, torturowany, zrzucany ze schodów został wreszcie uduszony, gdy uparcie odmawiał zmiany wiary na islam. Jego ciało rzucono potem na stos innych ormiańskich trupów.
Motyw nakłaniania do zmiany religii powtarza się często w historiach mordowanych Ormian. Pytanie więc o to, czy aby tamten konflikt nie był de facto wojną religijną, nie pozostaje bezpodstawne.
Jan Drzymała