Co jest najlepszą reklamą dla filmu? Zakazać jego wyświetlania.
20.04.2015 14:30 GOSC.PL
Wyświetlany obecnie w naszych kinach „System” w reżyserii Daniela Espinosy, a wyprodukowany przez Ridleya Scotta, na kilka dni przed rosyjską premierą znalazł się na indeksie rosyjskiego ministerstwa kultury. Ministerstwo i dystrybutor filmu uznali, że rozpowszechnianie filmu w Rosji „przed obchodami 70. rocznicy zwycięstwa nad nazistowskimi Niemcami jest niedopuszczalne". Resort kultury powołał się na otrzymywane masowe skargi dotyczące „treści filmu, przeinaczania faktów historycznych i swoistego traktowania wydarzeń" przed drugą wojną światową i po niej, a także „wizerunków i charakterów obywateli radzieckich tamtych czasów".
Po międzynarodowym sukcesie „Lewiatana" Andrieja Zwiagincewa, współfinansowanego zresztą przez Ministerstwo Kultury tegorocznego konkurenta „Idy” w walce o Oscara, który w bezpardonowy sposób rozprawiał się z rzeczywistością współczesnej Rosji, ministerstwo w trybie pilnym przygotowało projekt ustawy zakazującej dystrybucji filmów, „oczerniających Rosję i zagrażających jedności narodowej".
Wydaje się, że twórcy „Systemu” mogą się tylko cieszyć z bezpłatnej reklamy. Film nie jest bowiem szczytowym osiągnięciem kinematografii, nawet w gatunku jakim jest thriller.
Bohaterem obrazu jest oficer rosyjskich służb bezpieczeństwa, Leon Demidow. Prolog „Systemu” rozgrywa się w latach wielkiego głodu, następnie widzimy, jak w 1945 roku Demidow zawiesza czerwony sztandar w ruinach Reichstagu, co nadaje mu status bohatera i ułatwia późniejszą karierę. Właściwa akcja rozpoczyna się w 1953 roku, niedługo przed śmiercią Stalina. Demidow jest już majorem służb bezpieczeństwa, pozostały w nim jednak resztki sumienia. Rozkaz, by zadenuncjować własną żonę, budzi w nim sprzeciw, a kiedy otrzymuje polecenie zatuszowania morderstwa dziecka będącego ofiarą seryjnego zabójcy, podejmuje śledztwo na własną rękę, narażając się na gniew zwierzchników.
Film oddaje klimat czasów stalinowskiego terroru i powszechnej społecznej inercji, w jakiej żyją mieszkańcy ówczesnej Rosji. Początek nawet zapowiada się dobrze, ale im dalej, tym gorzej. Twórcy nie przejmują się logiką i prawdopodobieństwem przedstawianych na ekranie wydarzeń. Absurd goni absurd, a zakończenie rozbawi każdego, bardziej wymagającego widza. Wydaje się, że obraz Rosji czasów stalinowskich wzięli z komiksów, chociaż „System” nie jest przecież filmem z gatunku fantasy.
Edward Kabiesz