Brak szacunku dla życia zarodków ludzkich, traktowanie mrożonych zarodków jako rezerwuaru zapasowego, przyzwolenie na eugenikę, wyrywanie momentu poczęcia człowieka z kontekstu małżeństwa, to niegodziwości moralne sankcjonowane rządowym projektem legalizującym proceder in vitro.
A czy ustawodawca zatroszczył się chociaż o dobro poczętych tą drogą dzieci? Brak w projekcie mowy o wyasygnowanych środkach na opiekę neo- i perinatalną, której częściej i w większym zakresie wymagają osoby poczęte weterynaryjnym sposobem. Totalna zmowa milczenia na temat konsekwencji zdrowotnych pokazuje, że liczy się tu nie dobro społeczeństwa, ale ideologia i dochody przemysłu in vitro.
Co jednak szczególnego projekt oferuje tym, którzy narodzą się w wyniku tych manipulacji? Trudno przejść obojętnie nad tym zatrważającym szczegółem…
Lobbyści, widząc całkowite przyzwolenie PO na bezprawie legalizowane przykrywką ustawy, poszli dalej, skoro dano im wolną rękę. Pierwotny tekst projektu ustawy z 16 lipca 2014 r. zakładał, że rejestr anonimowych dawców komórek rozrodczych lub zarodków gromadzić będzie imię i nazwisko, datę i miejsce urodzenia, nr PESEL, adres i miejsce zamieszkania dawcy komórek rozrodczych lub dawców zarodka. Aktualna wersja eliminuje już wszelkie dane, które w przyszłości pozwoliłyby na ustalenie tożsamości anonimowego rodzica biologicznego. Tak więc wykasowano wszystko co powyżej i ograniczono jedynie do roku (nawet nie dokładnej daty!) i miejsca urodzenia „dawcy” oraz danych na temat jego stanu zdrowia (art. 37 obecnego tekstu, dane usunięte z art. 24 tekstu pierwotnego). Dodano przy tym enigmatyczne określenie „niepowtarzalnego oznakowania identyfikującego dawcę komórek rozrodczych lub dawców zarodka”. Co ono w praktyce ma oznaczać? Tylko tyle, że na przykład komórki rozrodcze od „dawcy” A różnią się od komórek od „dawcy” B lub „dawcy” zarodka XYZ1 różnią się od pary dawców ABC2.
W myśl projektu dziecko poczęte z komórki rozrodczej anonimowego dawcy skazane będzie na nieodwracalny brak możliwości poznania tożsamości biologicznego rodzica lub rodziców, także wówczas, gdyby prawo do ujawnienia danych przyznał sąd, nakazujący ich odtajnienie. Tych danych w myśl wylobbowanego projektu po prostu nie będzie.
Do jakich tragedii osobowościowych i psychicznych doprowadzi ta sytuacja? Czy obchodzi to tych, którzy weterynaryjne procedury przenoszą z hodowli zwierząt na ludzi?
Niewątpliwie projektodawca ma na uwadze haniebność procederu dawstwa komórek rozrodczych i jego jednoznaczną ocenę ze strony Kościoła, z którą się nie liczy, ale stara marginalizować w opinii publicznej. Pełna anonimowość „dawstwa” zapewnić ma ukrycie wstydu lub ucieczkę przed ewentualnymi alimentami na wypadek zmiany prawa. Ma ona zapewnić funkcjonowanie szerokiej gałęzi przemysłu in vitro opartego na anonimowych dawcach. Interesująca byłaby analiza motywów anonimowych dawców, co ukazałoby kulisy przemysłu in vitro.
Bo jeśli projekt realnie zakładałby zakaz handlu komórkami, to jaka niby ma być ta motywacja?
Co ciekawe, o ile w rejestrze nie będzie żadnych danych, umożliwiających identyfikację takiego „dawcy” komórki rozrodczej lub dawców zarodka (biologicznych rodziców), to rejestr będzie gromadził numery PESEL „biorczyń”, w istocie surogatek legalizowanych tylnymi drzwiami.
Projekt ustawy powinien zostać zdekonstruowany, poczynając od skandalicznej sekcji umożliwiającej anonimowe dawstwo, nie tylko z uwagi na oczywiste ryzyko późniejszych związków krewniaczych, ale pozbawianie poczętych osób prawa do narodzin w rodzinie oraz prawa do poznania swoich rodziców. Proceder łamiący zasady współżycia społecznego należy surowo karać, a nie otaczać ochronnym parasolem ustawodawstwa.
dr n. med. Andrzej Lewandowicz /stopaborcji.pl