Ten komentarz jest odpowiedzią na krytykę polskich kazań. Ostatecznie zainspirował mnie Piotr Żyłka ("Do seminarzystów i księży") i Małgorzata Wałejko ("Nie-Dobra Nowina. Bóg polskich kazań"). Ale że sprawa ta siedzi mi od dawna na wątrobie, to i ja powiem szczerze, co myślę. Najpierw będzie to komentarz emocjonalny, a potem refleksja systematyczna, w której jednak nie pożegnamy się całkiem z emocjami.
Niebezpieczeństwo wyrywania tekstu z kontekstu
Kazanie to jest tylko 10 min ze 168 godzin tygodniowych księdza. Absolutnie niesprawiedliwa jest ocena kazań, jak się księdza osobiście nie zna. Bo to tak jakby wyrwać tekst z kontekstu. Nie pamiętam żadnego kazania z liceum. Nie przypominam sobie, żeby proboszcz czy wikarzy byli wspaniałymi kaznodziejami. Często spałem na kazaniach, zwłaszcza jak już grałem na weselach. Ale w życiu bym nie narzekał na tych księży. Oni robili kawał dobrej roboty. Mówili kazania swoim życiem, gestem, uśmiechem, wyjazdem na pielgrzymkę, zachowaniem w zakrystii. A ja doświadczyłem Boga we wspólnocie, nie dzięki kazaniom. Trochę łatwiej o ten kontekst na wioskach, bo gdzie jest takie poczucie Kościoła, wspólnoty w dużych miastach jak tam na prowincji? Słuchanie kazań bez wspólnoty to trochę jak całowanie bez relacji. Nie podoba się ksiądz, jego kazania czy wspólnota, to ją zmień. Ale nie bądź duchowym singlem, który skacze od parafii do parafii i Kościół rozumie nie w kategoriach wspólnoty, ale jako centrum religijnych usług. Zawsze będziesz narzekał. Bo w Kościele nie szukasz Kościoła.
Niebezpieczeństwo oceniania ziarna bez wzrostu
Kontekstem kazania nie jest tylko życie księdza, ale przede wszystkim życie słuchacza. I to ono jest świadectwem jakości głoszonego słowa. Dziwi mnie, kiedy mówi się, że z kazaniami w Krakowie jest lepiej niż na wsiach. Pod jakim względem? To tak jakby powiedzieć, że w jednej miejscowości jest lepszy zasiew, bo traktory są ładne, a w drugiej miejscowości gorszy, bo ludzie sieją ręcznie. Może i na wsiach pracują księża mniej wykształceni, może i czasem nie są mistrzami klasy A retoryki światowej. Ale wiara i życie ludzi, do których mówią przebijają niejednokrotnie świadectwo ludzi z wielkich miast, którzy choć wykształceni, to często nie mądrzy. To życie słuchaczy Szustaka, Pawlukiewicza i każdego z nas będzie dowodem jakości kazań. Ziarno ocenia się bowiem po owocach a nie po wyglądzie. Zdziwimy się na Sądzie listą homiletycznych przebojów.
Problem rozbudzonych bodźców
Wielu dzieciom i młodym serwuje się dzisiaj tak zbombardowany świat impulsów zewnętrznych, że kiedy przychodzą do Kościoła, który działa prawie wyłącznie na poziome naturalnych bodźców, zaczynają się najnormalniej nudzić. W czasie jednych rekolekcji w Krakowie, żeby dzieci zachowywały się grzecznie w kolejce do spowiedzi, na ekranie leciał film. Bez tego nie było szans na pobożne oczekiwanie przed własną spowiedzią. I znowu pod tym względem w Krakowie jest o wiele gorzej niż choćby w Myślenicach czy na małych wioskach.
Czujemy nacisk ze strony ludzi, żeby być bardziej interesującymi. I pewno powinniśmy, Ale tą drogą wyścigu zainteresowań daleko nie zajdziemy. Jeżeli będziemy bombardować ludzi bodźcami, to ich uzależnimy. A jeśli oni będą uzależnieni od doznań zmysłowych, to świat ducha do nich nie dojdzie.
Ks. Wojciech Węgrzyniak