Mnożenie przez dzielenie

O tym, czy przy oddawaniu dziesięciny drży ręka, z Krzysztofem Demczukiem rozmawia Marcin Jakimowicz.

Portfel nawraca się na końcu?

Tak. To sytuacja konkretna do bólu. Oddaję dziesięcinę, wierząc, że to Jego pieniądze, którymi mnie pobłogosławił. Nie jestem ich właścicielem, ale zarządcą. Bóg daje mi je i mówi: „Zarządzaj!”.

„Radosnego dawcę miłuje Bóg” – czytamy. Czy wciskając klawisz „Enter”, kończący przelew, nie czujesz się rozdarty? Nie robisz bilansu zysków i strat? „Kurczę, gdybym podarował sobie tę dziesięcinę, mógłbym teraz siedzieć w Toskanii”?

Ręka drży, szczególnie na początku. To całkowicie normalne.

Niektórzy podchodzą do dziesięciny z kalkulatorem: dam, bo Bóg obiecał, że odda mi z nawiązką.

Jasne, On związał z hojnym dawaniem sporo obietnic, ale ja bardzo boję się takiego podejścia. To nie jest handel zamienny.

A jednak masz doświadczenie, że Bóg Ci błogosławi, „oddaje”…

Tak. Nie mam już długów. Wiesz, brzmi to nieprawdopodobnie, ale nie mam już długów. Wzrost budżetowy naszej wspólnoty wyniósł kilkaset procent. Odnowiliśmy budynek, który był kiedyś stajnią dla koni, po to, by móc się w nim modlić. Możemy siać w coraz to nowych przestrzeniach. Koszt „Strefy Zero”, na którą w tym roku zapraszamy m.in. Ulfa Ekmana, wynosi 60 tys. zł. Wynajęcie hali, hoteli, przeloty, realizacje wideo. Nie mamy na razie tej kasy. Mamy ufność. Chcemy zrobić to spotkanie najlepiej, jak potrafimy. Chcemy, by nasz Kościół – jak powiedział Dawid do Salomona – był „okazały, sławny i wspaniały”. Wyliczono, że Dawid na budowę świątyni przeznaczył 21 mld dolarów! Zatrudnił 4 tys. pełnopłatnych muzyków, którzy oddawali Bogu nieustannie cześć. Kierowało nimi 288 liderów „na etacie”. Ktoś mógłby popatrzeć na to i oburzyć się: to rozrzutność! Nie lepiej oddać ubogim? Siejąc królestwo, spotkasz się z takimi zarzutami. Dawid rozumował w innych kategoriach: oddam więcej niż potrzeba. Gdy Salomon został namaszczony na króla, miał złożyć w ofierze jednego byka. Złożył tysiąc! Bóg przyszedł do niego we śnie i powiedział: „Proś, o cokolwiek chcesz”. On jest ponad miarę hojny i błogosławi tym, którzy chcą Go w tej hojności naśladować. Jest poruszony ich ofiarą. Gdy tuż po nawróceniu szedłem na studia, w domu, delikatnie mówiąc, nie przelewało się. Mój tata chorował na nowotwór kości, jechałem w ciemno do Warszawy, nie mając grosza przy duszy. Tata był na tyle silny, że odwiózł mnie z bagażami. Poszedłem na nabożeństwo, gdy nagle podeszła do mnie osoba, która powiedziała: „Pan Bóg prosił, bym dała ci pieniądze”. Zatkało mnie. Dała mi konkretną kwotę. Po chwili podeszła kolejna osoba, a po niej dwie inne. Starczyło na miesięczne utrzymanie mieszkania i wyżywienie. Przez całe studia ludzie przysyłali mi paczki z jedzeniem. Czułem się zabezpieczony. Bóg uczył mnie tego, że jest wierny i będzie się troszczył. Bóg mówi: „Co siejesz, to zbierać będziesz”. Nie możesz „zasiać” jabłek i oczekiwać, że wyrosną buraki. To naturalne prawidła. Bóg mówi, że daje rolnikowi nie tylko pokarm, ale i ziarno do zasiewu. Czyli daje tobie i twojej rodzince pokarm, ale też ziarno do tego, byś siał. Siewca nie wychodzi w pole z głęboką depresją, bo musi wrzucać „w ciemno” ziarno w ziemię. On wie, ufa, że ono się nie zmarnuje, ale przyniesie plon. Rozumie, że jeśli nie zasieje, nie zbierze. Tylko my, katolicy, mamy z tym wielki problem. (śmiech) Siejmy i spodziewajmy się rezultatów!

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..