Bp Grzegorz Ryś ma rację: problem nowej ewangelizacji nie polega na tym, „jak wyjść na ulice”, ale „żeby wyjść”. Przerobiłem to na własnej skórze.
26.03.2015 11:15 GOSC.PL
W Wielkim Poście miałem sporo spotkań na rekolekcjach. Czułem podskórnie jedno: mogę głosić Słowo w kinie, w Lublinie, a nawet w Koszalinie, ale gdy przed tygodniem miałem stanąć wśród sąsiadów z pomalowanymi na fioletowo dzieciakami pod transparentem: „Bóg jest dobry. W spowiedzi”, zaczęły się „schodki”.
Czy musiałem przełamać wstyd? Jasne! Wokół „sami swoi”, ludzie, których spotykam codziennie. Na ulicach, w sklepie, pod szkołą. Pierwsze minuty zorganizowanej w mojej parafii Wielkopostnej Zadymy były małą walką wewnętrzną i zastanawianiem się, co powiedzą inni? Potem poszło jak z płatka.
Czułem się troszkę jak mój przyjaciel Maciek Sikorski, który ruszył kiedyś na Ekstremalną Drogę Krzyżową z Krakowa do Kalwarii. Szedł na samym przedzie, a organizatorzy poprosili go, by trzymał w rękach ogromny krzyż. Wszystko było dobrze, sielsko i anielsko do czasu, gdy nie zauważył idącego z naprzeciwka faceta, z którym robił na co dzień interesy. Mężczyzna szedł lekko zawiany. Z pieskiem. Maciek, który akurat odgrywał rolę krakowskiego Szymona z Cyreny i prowadził dość spory orszak ekstremalnych pokutników, pomyślał w pierwszej chwili, że najlepszą z możliwych opcji byłoby zapadnięcie się po ziemię.
Podobnie czułem się przez pierwsze kilka minut na moim osiedlu. Na katowickim Józefowu zebrali się ludzie z kilku wspólnot, które modlą się przy parafii i… narobili sporo fermentu. Mieszkańcy zobaczyli kilka barwnych scenek rodzajowych. Okoliczności przyrody były następujące: ksiądz wskakiwał na dach czerwonego „Malucha” (z doczepionym znaczkiem Chevroleta, bo oryginalny Fiata odpadł był gdzieś w trasie) i przez megafon zachęcał mieszkańców osiedla do spowiedzi wielkanocnej. Adam Szewczyk wycinał na gitarze elektrycznej takie numery, że młodzi szeptali: „szacun”, dzieciaki z pomalowanymi na fioletowo twarzami (post to post!) na całe gardło wyśpiewywały piosenki Arki Noego i Magdy Anioł. Tło stanowiły trzy gitary i bęben. Nad głowami unosił się dywan napełnionych helem balonów, a młodzi rozdali przechodniom 700 ulotek z napisem: „Nawróć się. Bóg jest dobry”, które były równocześnie „kuponami na spowiedź”. Cała ekipa poruszała się wynajętym miejskim autobusem.
– W Środę Popielcową było czytanie: Dmijcie w róg na Syjonie – opowiadał ks. Jarosław Ogrodniczak, jeden z organizatorów akcji – Więc zadęliśmy w róg.
Brałem w tym udział. Wyszedłem ze wspólnotą „na zewnątrz”. Bałem się, że będą straty w ludziach (dwóch zabitych i trzech ciężko przestraszonych). Okazało się, jak zwykle zresztą, że strach ma wielkie oczy. Tuż po powrocie zerknąłem do Evangelii Gaudium papieża Franciszka. Zachwyciło mnie genialne w swej prostocie zdanie: „Dobrze wyjść poza siebie, by przyłączyć się do innych. Zamknięcie się w sobie oznacza kosztowanie gorzkiej trucizny osamotnienia, a ludzkość traci za każdym dokonywanym przez nas wyborem”.
Marcin Jakimowicz