"Doonby. Każdy jest kimś" Petera McKenzie nie epatuje widza krwawymi obrazami zabitych w czasie aborcji dzieci, a mimo to pozostaje jednym z najbardziej mocnych filmowych głosów pro life.
24.03.2015 13:30 GOSC.PL
W tym filmie, będącym mieszanką psychologicznego thrillera i dramatu obyczajowego, znajdziemy tajemnicę, metafizykę, wyraźnie zaakcentowaną ostrą diagnozę społeczną i nieprzewidywalny finał z niepokojącym, ale wyrazistym przesłaniem. Zaskakujące zakończenie nie pozostawi obojętnym żadnego widza, wyrywa go z komfortu dobrego samopoczucia, pozostawia z poczuciem utraty czegoś ważnego i skłania do refleksji.
W odróżnieniu od wielu innych filmów kina religijnego, w których przewija się temat aborcji, McKenzie przedstawia problem aborcji bardziej w kontekście „ludzkim”, gdzie historia jednego człowieka staje się metaforą dokonującej się na świecie niewyobrażalnej rzezi nienarodzonych. Ten zabieg wstrząsa widzem niezależnie od jego przekonań. Było to, oczywiście, celowe zamierzenie reżysera, który w rozmowie z „Gościem Niedzielnym” powiedział, że chciał trafić do „każdego widza, nie tylko interesującego się filmami o charakterze religijnym”.
W drugoplanowej, ale ważnej roli sąsiadki Nancy Thurburt, matki głównego bohatera, wystąpiła Norma McCorvey, kiedyś ikona ruchów proaborcyjnych. W głośnym procesie, znanym jako "sprawa Roe przeciw Wade”, gdzie McCorvey występowała pod pseudonimem Roe, Sąd Najwyższy ostatecznie zalegalizował aborcję we wszystkich stanach USA. Jak się później okazało, cała sprawa była mistyfikacją. Jej udział w filmie z pewnością ma znaczenie symboliczne. Dzisiaj Norma McCorvey nie ma wątpliwości, że jej występ w filmie był częścią Bożego planu.
Edward Kabiesz