Niektórym wspólnotom wydaje się, że świetnie poradzą sobie bez księdza. To prawda. Wydaje im się.
Poczucie bezpieczeństwa
– Problemem jest to, że wypowiadając słowa „ksiądz” i „wspólnota”, stawiamy je od razu w opozycji – wyjaśnia o. Mariusz Orczykowski, franciszkanin związany z krakowską wspólnotą „Głos na pustyni”. – Tak naprawdę księża są dla wspólnoty, a ona może skorzystać z ich obecności. Oni nie stoją wobec siebie w opozycji! Autorytet księdza nie wypływa z jego indywidualnych cech, predyspozycji, ale z urzędu kapłańskiego, „podłączenia” do tego, co rozeznaje cały Kościół. Dzięki temu obecność kapłana daje wspólnocie stabilność. Mamy pytania i możemy udać się z nimi do księdza, który podpowie nam, jak pewne sprawy rozstrzygnąć. Może to uczynić w porozumieniu z biskupem, innymi kapłanami. To daje wspólnocie poczucie bezpieczeństwa – wyjaśnia. – Mam autorytet nie jako Mariusz Orczykowski, ale dlatego, że mam coś, co mnie przerasta – namaszczenie Kościoła. Masowe przebudzenie osób świeckich, ten obserwowany ostatnio w wielu wspólnotach oddolny ruch, jest wciąż obszarem nowości, rozeznawania. To przebudzenie duchowe jest bardzo dobrą rzeczą, ale dla Kościoła pewną nowością. On znakomicie potrafi się poruszać na płaszczyźnie strukturalnej, liturgicznej, sakramentalnej: tu rozeznanie jest już dokonane, a Kościół potwierdził je jako tradycję. We wszelkich powiewach Ducha jest zawsze element zaskoczenia, nowości, który wymaga rozeznania. Bo nie wszystko, co wpływa na wspólnotę i dynamizuje ją, jest od Ducha Bożego! Tu niezwykle pomocna jest obecność kapłana. Zauważyłem, przyglądając się wielu relacjom ekumenicznym, że Kościół protestancki jest w tej rzeczywistości „słabszy”. Autorytet jednego czy drugiego lidera albo pastora jest związany z jego osobą i łatwo można go podważyć. To stary, biblijny problem. Widzimy urząd proroka i apostola. Prorok zawsze jest podległy urzędowi apostolskiemu, który jest zachowywany przez sukcesję i wiąże się z odpowiedzialnością Kościoła. Jako kapłan wchodzę w ten rodzaj autorytetu, który jest mi dany nie ze względu na moje zasługi, ale na odpowiedzialność, która została mi udzielona. – Ważne jest, by kapłan słuchał tego, w jaki sposób Duch przemawia przez konkretną wspólnotę – dopowiada o. Mariusz. – Czasami wspólnota jest tak skupiona na księdzu, że boi się sama podjąć decyzję, pójść w kierunku, który podpowiada jej Duch Święty. Nie może być tak, że wspólnota podchodzi do kapłana i mówi: „Powiedz nam teraz, co Duch Święty do nas mówi”. Nie! Świeccy mają sami nasłuchiwać, a obecność kapłana nie zwalnia ich z tego rozeznawania. Widzę, jak bardzo ten nowy powiew Ducha przychodzącego przez przebudzenie osób świeckich wpływa na nas, kapłanów. Uczę się, by nie wiązać ludzi ze sobą, ale ze Słowem, z autorytetem Boga. Muszę często usuwać się, pozostawać w cieniu, po to, by to świeccy wchodzili w miejsce przewodzenia. To oni mają być liderami, ludźmi odpowiedzialnymi za Kościół. To jest ich czas! Ja, jako kapłan, mam im służyć, być we wspólnocie zaczynem pojednania. Kapłan ma wnosić do wspólnoty ducha pokoju, jednania, wchodzić w rolę Jezusa, którzy przyszedł pojednać świat z Bogiem. Jeśli decyzje księdza powodują w jakiejś wspólnocie podział czy rozłam, to myślę, że podważają jego powołanie kapłańskie.
Zapędzanie baranów?
„Lud Boży odczuwa potrzebę kapłanów-uczniów, którzy mają głębokie doświadczenie Boga, są przemienieni według serca Dobrego Pasterza, są spolegliwi natchnieniom Ducha, karmią się Słowem Bożym, Eucharystią i modlitwą” – czytam w dokumencie podsumowującym V Ogólną Konferencję Episkopatów Ameryki Łacińskiej i Karaibów, zwanym „dokumentem z Aparecidy”. – Kapłan jest na służbie wspólnoty – nie ma wątpliwości bp Grzegorz Ryś. – Biskupi latynoamerykańscy stwierdzili, że kapłaństwo wierne takiej tożsamości jest trudniejsze nawet od życia w celibacie. Myślę, że mają rację. Kapłaństwo rozumiane jako służba naprawdę wymaga od księdza nawrócenia. Ksiądz jest człowiekiem, który gromadzi Kościół. Ale to nie ma być zapędzanie baranów do zagrody, tylko rozbudzanie w ludziach poczucia wspólnoty, współtworzenia Ciała Chrystusa. W dokumencie z Aparecidy pojawia się nawet taka teza, że nawrócenie pastoralne jest jednym z ważniejszych wymiarów nawrócenia księdza. To, na ile on się nawraca, widać choćby w kondycji wspólnot w jego parafii. Często wracam pamięcią do Łodzi. Do akcji „spacerologii” – modlitwy za miasto. Pary ruszają na ulice, by modlić się za napotkanych ludzi, urzędy, ściągać niebo na ziemię i błogosławić miasto pochłonięte walką na graffiti między ŁKS-em a RTS-em. Ekipa wywodzi się z łódzkiej Odnowy, która zakorzeniła się przy parafii jezuitów. – Zawsze ruszamy spod ołtarza. Ojciec Remigiusz Recław prosi Jezusa, by Jego krew nas obmyła, chroniła. To on rozsyła nas w miasto – opowiadała mi Ela Pozorska, odpowiedzialna za grupę. – Bez tego rozesłania nie ruszamy.
Marcin Jakimowicz