Król Królów

Cecil B. DeMille to prawdziwa ikona filmu biblijnego. Legendarny twórca kostiumowych, hollywoodzkich megawidowisk. Kamieni milowych w historii kina. Który z nakręconych przez siebie filmów uznawał za najlepszy?

Król Królów   mat. prasowy Ktoś mógłby pomyśleć, że zapewne ostatni film reżysera, oscarowe „Dziesięcioro przykazań” z 1956 roku, z kultową rolą Charltona Hestona jako Mojżesza. Tymczasem okazuje się, że sam DeMille najbardziej dumny był z niemego jeszcze „Króla Królów”, powstałego w 1927 roku.

Film ten opowiada o trzech ostatnich latach ziemskiego życia Chrystusa. Otwierająca go sekwencja ukazuje Marię Magdalenę jako kurtyzanę na pełnym przepychu, orientalnym dworze.

Dowiaduje się ona, że jej ukochany (którym jest Judasz!) opuścił ją, gdyż zafascynowały go nauki jakiegoś cieśli z Nazaretu. Wściekła bohaterka wyrusza więc na swym rydwanie (ciągniętym przez zebry), by spotkać się z owym cieślą, „zrobić z nim porządek” i odzyskać Judasza. Oczywiście gdy przybędzie na miejsce, również zachwyci się nauczaniem Jezusa, a w jej życiu nastąpi wielka przemiana. Podobnie będzie z innymi postaciami, które spotkają Chrystusa – apostołami, niewidomymi, chromymi…

Pojawiające się w tym niemym filmie plansze z napisami to w większości cytaty z Ewangelii. Dla widza ich lektura to niesamowite doświadczenie. Widzimy jakąś znaną nam z Pisma Świętego scenę, następnie na ekranie pojawia się odpowiadający jej cytat i... mamy czas na refleksję. Namysł. Niemalże modlitewną chwilę skupienia nad Słowem Bożym. Coś, co we współczesnych, przegadanych filmach biblijnych jest nie do pomyślenia. W filmie DeMille’a mamy ku temu okazję. Warto z niej skorzystać. Zobaczyć, poczuć, jak to działa! Dużo filmów już w życiu widziałem, ale seans „Króla Królów” był dla mnie jednym z najbardziej niezwykłych, pamiętnych, intensywnych...

Ciekawym zabiegiem twórcy było też zaangażowanie do roli Jezusa Harry’ego Byrona Warnera – aktora wówczas 50-letniego. Wykreowana przez niego postać przypomina dzięki temu raczej mędrca, doświadczonego myśliciela. Takiego Chrystusa jeszcze nie widzieliśmy, ale – co zaskakujące – nie jest to coś, co mogłoby razić. Wręcz przeciwnie. Artysta emanuje spokojem, pewnością siebie, a dzięki konwencji kina niemego, w jakiś przedziwny sposób, wszystko to udziela się także widzom.

Interesująco jest też od strony technicznej. Trickowe zdjęcia niemalże sprzed wieku także i dziś robią wrażenie. Przykładowo scena wypędzenia siedmiu demonów z Marii Magdaleny. Każdy z nich symbolizuje jeden z siedmiu grzechów głównych, a przypominają one baśniowe dżiny, przezroczyste duchy, ulatniające się z wnętrza późniejszej świętej.

W finałowej scenie Chrystus kieruje do zgromadzonych w Wieczerniku słowa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”, po czym realizatorzy pokazują nam zniknięcie w ciemnościach apostołów, zaś wokół Jezusa wyrasta współczesny świat, nad którym On, Król Królów, panuje.

***

Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego

« 1 »

Piotr Drzyzga