Co się stało, że przy mnóstwie niezałatwionych ważnych spraw, ekspresowo załatwia się sprawę, która nikomu (u nas) nie jest potrzebna?
09.02.2015 14:40 GOSC.PL
Arcybiskup Henryk Hoser w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” zauważył, że jedyną nowością, jaką do polskiej legislacji wnosi właśnie przyjęta przez Sejm konwencja Rady Europy, jest pojęcie płci kulturowej jako dominującej nad płcią biologiczną. Hierarcha zastanawia się, czy przyjęcie konwencji nie jest związane z obietnicą jakiejś dotacji. Znajduje tu analogię do krajów afrykańskich, na których, w zamian za dotacje, wymuszano rozwiązania proaborcyjne lub promujące antykoncepcję.
I to jest właśnie pytanie: Co takiego się stało, że przy tysiącach wlokących się, naprawdę potrzebnych Polakom spraw, musi być załatwiona akurat ta, o którą nikt nie zabiegał? Czyżby naród bez tej konwencji spać nie umiał? Czyżby polskie regulacje prawne nie wystarczały? Czy to nie Polska właśnie ma najmniejszy odsetek przypadków przemocy wobec kobiet? Czy to nie właśnie w „tradycyjnych”, religijnych rodzinach (w których konwencja upatruje źródło zła) najbardziej szanuje się kobiety?
Naród w ogóle nie wie, co to za dokument, i też wiedzieć nie musi. Ludzie po prostu interesują się tym, co jest dla nich ważne, a to, co społecznie zgubne, nawet nie pojawia się w zasięgu ich myśli. Bo to, że ratyfikacji konwencji histerycznie domaga się niszowe środowisko feministek, skupione wokół Wandy Nowickiej, nie jest żadnym argumentem. Nowicka, jak stwierdził sąd, jest na liście płac przemysłu aborcyjnego, więc jej zaangażowanie na odcinku lewackiego gender-postępu nie może być żadną miarą uważane za głos nawet wycinka społeczeństwa, każe za to zadać pytanie o jej rzeczywiste motywacje. Tych, którzy naprawdę chcieli tej konwencji, w Polsce prawie nie ma. Jest za to wielu tych, którzy jej nie chcą i mają przeciw niej poważne argumenty.
Dlatego macherzy od tego interesu musieli posłużyć się retoryką z „prześladowania kobiet”. I tym sposobem z przeciwników bicia kobiet – czyli prawie wszystkich – zrobiono ludzi spragnionych ratyfikacji konwencji.
O co tu chodzi? Skąd nagle taka mobilizacja parlamentu, skąd ten zanik konserwatystów, jakich w PO jeszcze niedawno, mimo wszystko, trochę było?
Stwierdzenie abp. Hosera rzuca na tę sprawę światło. Władza potrzebuje sukcesów – są protesty, niepokoje, a wybory za pasem. Co władzy obiecano za tę konwencję?
Niedawno pewna nauczycielka powiedziała, że nie ma się co rzucać o książki dla szkół z genderowymi wstawkami, bo szkoły mają z tego konkretne profity, więc to przecież normalne, że wezmą. Wydawało się kobiecie, że to dobry interes: coś tam pogadać o gender, w które „nikt przecież nie wierzy”, a w zamian mieć fajne rzeczy.
O naiwna. Zło na szczeblu państwowym często zaczyna się od takich „spryciarzy”, którym się wydaje, że są zdolni przechytrzyć diabła.
Aha. Już „tamci” nie są tacy głupi, żeby dawać pieniądze za nic.
Tubylcy zawsze uważali, że perkal i koraliki, jakimi ich obdarzali ci „obcy” w zamian za to, czego tamci sobie życzyli, to dla nich świetny interes. I zawsze się mylili.
Franciszek Kucharczak