Rosja wypowiedziała Polsce wojnę. Na razie tylko propagandową, ale to wojna realna. Perfidny atak i zbieranie haków na ministra spraw zagranicznych powinny zjednoczyć wszystkie siły polityczne.
06.02.2015 10:40 GOSC.PL
Kto by pomyślał, że minister, co do którego – nie bez powodów – można było mieć poważne wątpliwości, czy jest właściwą osobą na właściwym miejscu, stanie się szybko symbolem oporu wobec propagandowej inwazji Kremla.
Fortunna czy niefortunna (ja mimo wszystko uważam, że nie taka znów niefortunna), słynna już wypowiedź Grzegorza Schetyny o wyzwalaniu obozu Auschwitz przez Ukraińców wywołała w Moskwie histerię, której ciąg dalszy obserwujemy dzisiaj.
Najpierw była agresywna reakcja rosyjskiego wiceministra spraw zagranicznych, który mówił, że Schetyna „okrył hańbą nie tylko siebie, ale także całą służbę dyplomatyczną swojego kraju i kulturę polityczną Polski”. Potem była nadzwyczaj mocna – nareszcie! – odpowiedź polskiego MSZ. W oświadczeniu padły słowa pod adresem Rosjan, że ich brutalne wypowiedzi to „kolejna próba manipulacji historią XX wieku przez wysokich rangą przedstawicieli Federacji Rosyjskiej”.
Nareszcie – bo z państwem Putina nie powinno się rozmawiać tak, jak dotąd robiły to rządy Platformy, czyli językiem uległości i „budowania zaufania”. Nie dlatego, by nieufność i wrogość były pożądane we wzajemnych relacjach, tylko dlatego, że Rosja Putina taką uległością i „zaufaniem” zwyczajnie gardzi. I zawsze wykorzystuje – co pokazały ostatnie lata – do załatwiania swoich interesów.
Dziś „Rzeczpospolita” pisze o dziennikarzach rosyjskiej telewizji, którzy przyjechali do Polski, by zbierać haki na ministra Schetynę. Z pytań, jakie stawiali politykom, którzy się z nimi spotykaj, ewidentnie wynika, że przygotowują materiał na zlecenie rosyjskich służb specjalnych, mający skompromitować szefa polskiej dyplomacji, a tym samym uderzyć mocno w polska rację stanu.
W takiej sytuacji trzeba zadać pytanie, dlaczego w ogóle ktokolwiek z polskiej klasy politycznej rozmawia z nasłanymi przez FSB żurnalistami. Owszem, akurat Grzegorz Schetyna jest politykiem, któremu można stawiać wiele pytań, choćby o niewyjaśnioną w gruncie rzeczy aferę hazardową, ale czas na to był wcześniej – tak jak był czas na wyjaśnienie innych afer z udziałem prominentnych polityków PO. W momencie, gdy wysłannicy wrogiego nam mocarstwa otwarcie szukają haków na polskiego ministra spraw zagranicznych, powinien obowiązywać czerwony alarm i zasada: wszystkie ręce na pokład. Żadnych wywiadów, udzielania informacji Putinowiskim mikrofonom. Jest pewne, że materiał, który ma ukazać się w Rosji w najbliższą niedzielę, będzie kolejną odsłoną propagandowej wojny wymierzonej nie tyle w Grzegorza Schetynę, co w państwo polskie.
Jacek Dziedzina