Przemówienie papieża Franciszka do pracujących w Kurii Rzymskiej odbiło się szerokim echem w mediach. I co dalej?
Ale im powiedział – cieszą się pewnie niektórzy. Czemu zganił ich publicznie? – zastanawiają się inni. Faktycznie, przemówienie Franciszka do pracowników Kurii Rzymskiej, w którym papież wymienił aż 15 chorób im szczególnie zagrażających, robi wrażenie. Bez ogródek, ostro, nazywając rzeczy po imieniu. Czy w Watykanie dzieje się tak źle?
Zwróciłbym uwagę na parę drobiazgów. Po pierwsze, papież mówi, że te choroby pracownikom kurii zagrażają, nie że na nie chorują. Po drugie, nic nie wiadomo o skali ich występowania: czy to jakaś epidemia czy, jeśli już, to pojedyncze przypadki. Po trzecie, papież zwrócił uwagę, że choroby te „są zagrożeniem dla każdego chrześcijanina i każdej kurii, wspólnoty, zgromadzenia, parafii, ruchu kościelnego”, a jeśli mówi o nich do tego właśnie grona, to z troski o to, by byli dla innych wspólnot wzorem.
Myślę, że część tych chorób zagraża też wspólnotom niekoniecznie chrześcijańskim. Taka choroba „rywalizacji i zarozumiałości” czy „ubóstwiania szefów” to coś, co można spotkać w wielu środowiskach pracowniczych czy urzędniczych. W rodzinach zaś może występować „choroba poczucia się nieśmiertelnymi i niezbędnymi”. Ujawnia się w niejednym rodzicu nie pozwalającym nawet dorosłemu dziecku na samodzielność. Rachunek sumienia w tym kontekście moglibyśmy zrobić naprawdę wszyscy.
Co mnie w tej papieskiej wyliczance najbardziej uderzyło? Choroba, którą papież nazwał „duchowym Alzheimerem”. Zacytuję za KAI: „Oznacza ona «postępujący spadek zdolności duchowych», «powodujący poważne upośledzenie osoby», sprawiając, że żyje ona w «stanie całkowitej zależności od swoich poglądów często wyimaginowanych». Widzimy to w ludziach, którzy «stracili pamięć» o swoim spotkaniu z Panem, w ludziach uzależnionych od swoich «pasji, kaprysów i mani», osobach budujących wokół siebie mury i nawyki”.
Zdarzało mi się widzieć symptomy tej choroby u tego czy innego chrześcijanina. Niekoniecznie takich wierzących, którym ciągle schlebiano i tylko dlatego popadli w zarozumiałość. Trudno znaleźć z kimś takim wspólny język. No, chyba że się mu zawsze potakuje....
Jestem już w tym wieku i na takim stanowisku, że na pewno i mnie taka choroba zagraża. Inne zresztą też. Proszę więc Czytelników o modlitwę za mnie, by dobry Bóg mnie od tych chorób zachował. Albo by ich objawy nie były zbyt ewidentne ;) W ogóle dobrze by było, gdybyśmy w obliczu takich zagrożeń jedni za drugich się modlili. Tak, bycie wstawiennikiem jest trudne. Tyle jest spraw, które by trzeba Bogu na modlitwie przedstawić. No ale jak zbierzemy te drobne ziarenka naszej modlitwy razem...
Andrzej Macura