Uwiedzeni

Pragmatyczne do bólu pokolenie, ściskające w jednej ręce pilota, w drugiej torbę z zakupami, a w trzeciej wszystkomające telefony, spogląda na śpiewające za kratami mniszki i drapie się po głowie: „Po co są zakony kontemplacyjne? Do czego służą?”. I dziwi się, słysząc, że zakony kontemplacyjne są… do niczego. I na dodatek tracą czas.


Tylko Bóg się liczy. Cały świat nic nie znaczy. Ważne jest tylko teraz. 
– Jesteśmy bezużyteczne – tak o nas mówią. Ale ja nie boję się tego słowa – opowiadała mi s. Józefa, dominikanka ze Świętej Anny. – Przed wstąpieniem do klasztoru byłyśmy często aktywistkami, byłyśmy „po coś”. Teraz oddajemy się do wyłącznej dyspozycji Pana Boga. Nie szukamy owoców modlitw, patrzymy tylko na Chrystusa. Od 5.15, gdy wstajemy, rozmawiamy z Nim przez cały dzień. Jesteśmy jak osiołek, na którym Pan Jezus jechał do Jerozolimy. Najważniejsze rzeczy dzieją się ponad naszymi głowami. Czasami czujemy na naszych plecach ciężar, ale wiemy też, Komu śpiewa się „Hosanna”.


Latarnia morska


W pierwszą niedzielę Adwentu rozpoczął się pierwszy w historii Rok Życia Konsekrowanego. Potrwa do 2 lutego 2016 roku. Z tej okazji matka Weronika Sowulewska, kamedułka, przewodnicząca Konferencji Przełożonych Żeńskich Klasztorów Kontemplacyjnych w Polsce, napisała list do ponad 1,3 tys. mniszek klauzurowych w całej Polsce. Przyrównuje w nim ich życie do latarni morskiej, stojącej nad głębinami morza i rzucającej snop światła dla tych, którzy żeglują. „Czym jest to światło, którym mają promieniować? Tym, co pozostanie na wieczność, a na wieczność pozostanie tylko miłość” – odpowiada. – „Chodzi o pozostawienie wszystkiego, aby pójść za Panem. Nie, nie chcę powiedzieć: radykalnie. Radykalizm ewangeliczny nie jest cechą tylko zakonników, oczekuje się go od wszystkich. Ale zakonnicy idą za Panem w sposób szczególny, w sposób profetyczny. Oczekuję od was takiego świadectwa. Zakonnicy powinni być mężczyznami i kobietami zdolnymi obudzić świat”. 
Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Vita consecrata”, poświęconej życiu konsekrowanemu, pisał, że mnisi i mniszki „naśladują Chrystusa modlącego się na górze”.
W Polsce w zakonach klauzurowych jest 1349 zakonnic. 1220 sióstr z klasztorów kontemplacyjnych jest po profesji wieczystej (czyli złożyły już śluby wieczyste w zakonie), pozostałych 129 to profeski czasowe (juniorystki), nowicjuszki i postulantki. Średni wiek mniszek wynosi nieco ponad 52 lata. Mniszki te dobrowolnie wyrzekają się opuszczania klasztoru, ograniczają kontakty ze „światem” i często zdarza się, że umierają w klasztorze, do którego wstąpiły. 


Strata czasu?


„Bóg się rodzi, moc truchleje, oj, trzeba się wziąć za zmywanie naczyń” – napisał o. Michał Zioło. O to właśnie chodzi! O uważność. O skupienie się na detalach, by nie przegapić Jego przyjścia. „Skup się na małych rzeczach” – słyszałem wielokrotnie zza krat. Nie bądź niecierpliwy. Czekaj.
Ostatnie słowa, jakie zapisał tuż przed śmiercią Pierre-Marie Delfieux, brzmiały: „La vie monastique” – Życie monastyczne. „To kwintesencja jego poszukiwań, jego miłość” – słyszę w klasztorze Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, modlących się tuż przy stadionie warszawskiej Legii. 
– Pierre-Marie zmywał naczynia po posiłkach braci. To była norma. A posiłki jadło często kilkanaście osób! – opowiada brat Ireneusz Maria. – Słynny założyciel, przełożony ogromnej międzynarodowej wspólnoty przy zlewie? Dla mnie, księdza z Polski, był to niezwykły szok i znak ogromnej pokory.
– Gdy miałem 20 lat, byłem w wojsku dwa lata na Madagaskarze. To był stracony czas. Potem przez dwa lata żyłem na Saharze, wśród kamieni i piachu. To był też stracony czas – opowiadał mi Delfieux. – Bardzo lubię tracić czas. Tracić czas dla Boga. Czy może być coś piękniejszego? Pojechałem na pustynię, bo chciałem sprawdzić, że gdy już niczego nie ma, Bóg jest. I był. Doświadczyłem tego na własnej skórze.


„Nie trać czasu – słyszę z każdej strony. – Każda sekunda musi być zagospodarowana”. – Jak tracić czas dla Boga? – pytałem klaryski od Wieczystej Adoracji w Kętach (od ponad 100 lat w klasztorze trwa nieustanna modlitwa przed Najświętszym Sakramentem). 
– Staliśmy się dziś kolekcjonerami wrażeń. Przychodzimy na adorację i narzekamy: nic się nie dzieje. Wieje nudą. Cisza. Można się dobrze przespać, ale nic więcej – opowiadały siostry Bonawentura i Rafaela. – Wielu ludzi paraliżuje ta rzeczywistość. Tymczasem Pan naprawdę przemawia w ciszy. To nie slogan. Przemawia swą obecnością. Czasem można niemal namacalnie wyczuć Jego obecność. Człowiek czuje się otulony ciepłem, pokojem. Adoracja odziera nas z powierzchowności, chaosu, pośpiechu. Można usiąść i popatrzyć w oczy Bogu. 


« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Marcin Jakimowicz